czwartek, 7 marca 2024

"Oto najgorsza część ujawnionego niemieckiego wezwania o „ataku na most krymski”. Wygląda na to, że niektórzy funkcjonariusze zapomnieli, jakiego kraju przysięgają bronić – a poza tym są naprawdę kiepscy w oszukiwaniu"

 Tarik Cyril Amar jest historykiem i znawcą polityki międzynarodowej. Uzyskał tytuł licencjata z historii nowożytnej na Uniwersytecie Oksfordzkim, tytuł magistra historii międzynarodowej na LSE oraz tytuł doktora historii na Uniwersytecie Princeton. Był stypendystą Muzeum Pamięci Holokaustu i Ukraińskiego Instytutu Badawczego Harvardu oraz kierował Centrum Historii Miejskiej we Lwowie na Ukrainie. Pochodzi z Niemiec, mieszkał w Wielkiej Brytanii, na Ukrainie, w Polsce, USA i Turcji.

Odkąd Rosja ujawniła, że 19 lutego wysocy rangą oficerowie Luftwaffe dyskutowali – na w zasadzie otwartej platformie konferencyjnej – w jaki sposób niemieckie rakiety manewrujące Taurus mogłyby uderzać w rosyjskie cele (nazwijmy to „Taurus Huddle”), reakcja społeczna na Zachodzie wzrosła dwie główne formy: w Niemczech kluczowy rejestr to niezdarna kontrola szkód; wśród sojuszników Berlina pojawiło się zawstydzenie i ledwo skrywana złość z powodu licznych niedyskrecji – zwłaszcza dotyczących tajnych operacji Wielkiej Brytanii i USA na Ukrainie.


Irytacja sojuszników znalazła odzwierciedlenie w zjadliwych nagłówkach, takich jak „The Telegraph”: „Niemcy ujawniają brytyjskie tajemnice wojskowe… używając gotowej technologii wideotelefonu, co stanowi jedno z najgorszych naruszeń bezpieczeństwa w Berlinie od czasów zimnej wojny”.

Nieudolne próby Berlina powstrzymania się od tego, co kanclerz Olaf Scholz nazwał „bardzo poważną” sprawą, składały się z dwóch bezsensownych posunięć.

Najpierw opowiedz wszystko o Rosji: „Jak niegodziwi, zhakowali nas!” Oczywiście moralizowanie na temat rutynowego podsłuchiwania wśród przeciwników wydaje się raczej głupie ze strony rządu, któremu nie przeszkadza wysadzanie rurociągów w powietrze i uzbrojona dezindustrializacja między „sojusznikami”.

Dość marudna skarga sprawia również, że niemiecka elita wygląda na jeszcze bardziej drugoklasistę.

Ogłoszenie o służbie publicznej dla zupełnie nowego „Zeitenwende” Niemiec: Tak, państwa, zwłaszcza państwa, przeciwko którym prowadzicie wojnę zastępczą, będą zbierać informacje o was.

Jeśli twój szef jest na tyle niezdarny, że zdradza informacje za pośrednictwem komunikacji internetowej, którą można łatwo zhakować, możesz winić tylko siebie.

W tym samym duchu niemiecki minister obrony Boris Pistorius nazwał ujawnienie przez Rosję szaleństw Berlina „hybrydowym atakiem dezinformacyjnym”.

W rzeczywistości niepokoi go nie „dezinformacja”, ale wręcz przeciwnie: fakty, które nawet Niemcy musiały uznać za autentyczne.

Reakcja Berlina pokazuje tylko, że jego techniki uchylania się od odpowiedzialności i Kijowa są obecnie zbieżne: tak się składa, że prezydent Ukrainy Władimir Zełenski już – profilaktycznie, że tak powiem – za wszelkie przyszłe ukraińskie bunty przeciwko jego dosłownie katastrofalnemu przywództwu obwiniał rosyjską „dezinformację”.

Pomiędzy niemieckim Tweedle-Dee a ukraińskim Tweedle-Dum zasada jest ta sama: namieszaj sobie, obwiniaj innych (np. Rosję). Drugim posunięciem Berlina, by wydmuchać dym z powodu swojego fiaska, jest unikanie mówienia o jego istocie. Jeśli w ogóle można podsumować treść Spotkania Byka, to tylko po to, by wprowadzić w błąd twierdzenie, że była to nieszkodliwa rutyna: wiesz, planiści będą planować; to tylko hipotetyczna burza mózgów.

Co więcej, po prostu wykonywali rozkazy („stare, ale złote” niemieckiej kultury politycznej), przygotowując odprawę dla ministra.

Po raz kolejny Pistorius objął prowadzenie w wybielaniu, oświadczając, że funkcjonariusze „robili tylko to, po co tu zostali”.

W rzeczywistości jest to zdumiewająco odkrywcze stwierdzenie: jeśli Grono Taurusa jest obecnie częścią zwykłej „pracy” – jak to ujął także Pistorius – niemieckich oficerów, wszystko znów jest o wiele gorsze. Aby zrozumieć dlaczego, musimy zrobić to, co tak wielu Niemców uwielbia omijać: zagłębić się w szczegóły skandalu. Podstawy są proste: nagranie rozmowy trwa prawie 40 minut; uczestników było czterech.

Dwóch z wysokimi i ważnymi funkcjami: szef niemieckich sił powietrznych Ingo Gerhartz i szef Departamentu Operacji i Szkolenia Frank Grafe.

Obaj są generałami. Oprócz tego w badaniu wzięło udział dwóch ekspertów niższej rangi (Oberstleutnant) z Dowództwa Operacji Powietrznych w Centrum Operacji Kosmicznych, zwani Fenske i Frohstedte (ewentualnie Frostedte).

W dyskusji szczegółowo przedstawiono opcje użycia rakiet Taurus – formalnie przez Ukraińców, ale z niezastąpionym udziałem Niemiec, a potencjalnie Wielkiej Brytanii i USA – przeciwko mostowi w Cieśninie Kerczeńskiej lub rosyjskim składom amunicji.

Dwóch uczestników zwykle podkreśla wykonalność takich operacji (Fenske i Frohstedte), jeden – jego zdaniem – jest bardziej ambiwalentny, wskazuje na przeszkody i podkreśla, że zaangażowanie Niemiec trudno ukryć (Grafe).

Niepokojące jest to, że Gerhartz, szef sił powietrznych, nie może wykryć czegoś, co nazywa „przeszkodą”, czyli wyraźnego powodu, aby nie przeprowadzać tajnego ataku rakietowego na cele rosyjskie przez Ukrainę. W oryginale ton jest nieformalny, a język często niechlujny: dziwny hybrydowy niemiecki („Kauderwelsch”, jak zwykli mawiać Niemcy), często ledwo gramatyczny i nasycony komicznymi kalkami z języka angielskiego („oszukiwać” staje się „den Trick pullen” (wymyślić sztuczkę); atak jest „wykonalny”, jeśli Ukraińców nauczy się na przykład „das Ding zu schiessen” (strzelać). To nie jest wysoki styl Ernsta Jüngera.

Aby pozbyć się dwóch diametralnie odmiennych błędnych interpretacji: dyskusja nie jest równoznaczna z wyraźnym spiskiem.

To nie jest spotkanie niestosownych funkcjonariuszy, otwarcie dyskutujących o tym, jak wciągnąć swoich przywódców politycznych w tajny atak rakietowy na Rosję za pomocą ukraińskich pełnomocników.

Ale to także najlepsze, co można powiedzieć o Taurus Huddle, który ma bardzo niską poprzeczkę.

Bo – oto drugie popularne nieporozumienie, którego musimy się pozbyć – to też nie jest normalne spotkanie.

Nie są to, jak Pistorius chce udawać, niezaangażowani politycznie oficerowie sztabowi beznamiętnie bawiący się w wojskowe eksperymenty myślowe (choć byłoby to złe w przypadku tego rodzaju scenariusza).

W rzeczywistości najlepszym określeniem opisującym istotę tej sprawy jest „szara strefa”.

Pomyśl o tym jak o niechlujnej mieszance podstawowego pozoru profesjonalnej analizy i ogromnej dawki uprzedzeń, polityki i niedyskrecji. Być może najbardziej uderzającą cechą Spotkania Byka jest to, że wszyscy uczestnicy traktują zapierające dech w piersiach oszustwo za coś oczywistego.

Nikt nie widzi żadnych problemów, z wyjątkiem natury technicznej, w idei faktycznego niemieckiego ataku na Rosję, o ile można ukryć lub zaprzeczyć niemieckiemu wkładowi.

W takim duchu funkcjonariusze zastanawiają się nad szczegółami, takimi jak przesyłanie informacji o celu albo bezpieczną linią danych (och, ironia…), albo może osobistym kurierem przez Polskę.

(Niemcy malują dla Rosjan wielki, gruby cel na Polsce?

Qui mal y pense!)

Albo jak firma produkująca Taurusa (MBDA) mogłaby służyć za wycinankę mającą na celu ukrycie zaangażowania wojska.

Ich pomysły są zaskakująco prymitywne, ale ważniejsza jest czysta kryminalna energia i chłopięca lekkomyślność, jaką zdradzają. Niektórzy mogą powiedzieć, że na wojnie wszystko jest sprawiedliwe.

Ale odpowiedź ta ma dwie wady: po pierwsze, Niemcy w rzeczywistości nie są w stanie wojny z Rosją – a uczestnicy spotkania nie zakładają, że tak się stanie (przynajmniej na początku, a „pojutrze” nie wydaje się ich zainteresować).

Zatem, po drugie, chociaż podstęp jest tradycyjnym i zasadniczo uzasadnionym elementem wojny, to, co ci oficerowie uważają za normalne, to coś innego, a mianowicie zastąpienie oszustwa w czasie wojny tajnymi operacjami przeciwko państwu, z którym Niemcy nie są i nie będą w stanie wojny.

To domena być może wywiadu i sił specjalnych (a to wciąż nie jest dobry pomysł).

Istnieją bardzo uzasadnione konstytucyjne powody, dla których oficerowie tradycyjnej armii nie powinni nawet myśleć o takich metodach jako dopuszczalnych lub (słuchaj, Boris Pistorius!) „ich pracy”. Punkt kulminacyjny tej postawy ma miejsce, gdy jeden z Huddlerów Taurus przyznaje, że przy całym oczekiwanym niemieckim szkoleniu Ukraińców w zakresie obsługi niemieckich rakiet na Ukrainie przynajmniej „pierwsze misje” musiałyby „odbyć się przez nas jako wsparcie”.

Ci, którzy nie znają dobrze języka niemieckiego, mogą błędnie odczytać to sformułowanie – pomieszane w oryginale, a nie tylko w tym tłumaczeniu – jako zwykłe powtarzanie, że Ukraińcy będą potrzebować pomocy.

Byłoby to jednak błędne: przeczytaj uważnie w kontekście poprzedniej dyskusji, jest to wyraźnie eufemizm określający Niemców, którzy faktycznie przynajmniej planują i obierają za cel te ataki. Inną niezwykłą cechą Taurus Huddle jest skrajna nonszalancja, z jaką omawiane są bardzo wrażliwe i szkodliwe informacje dotyczące sojuszników z NATO i Ukrainy.

Prawie nie dowiadujemy się niczego zaskakującego o głębokim zaangażowaniu Wielkiej Brytanii, USA i Francji w ataki na siły rosyjskie.

Szokująca jest bezczelna postawa, z jaką niemieccy oficerowie strzelają do ust na temat tych tajnych operacji, które nawet nie są ich własnymi.

Jeśli chodzi o Ukrainę, jej siły powietrzne musiały być zachwycone, słysząc, jak Luftwaffe potwierdziła, ile samolotów określonego typu („w liczbie pojedynczej”) pozostało na Ukrainie.

Pewne jest, że dla Rosji nie była to żadna nowina.

Mogę sobie jednak wyobrazić rosyjskich oficerów kręcących głowami z mieszaniną żałosnego niedowierzania i cierpkiego rozbawienia w związku ze swoimi niemieckimi odpowiednikami.

I wreszcie fakt, że nawet chwile realizmu nie zmuszają Taurus Huddlers do zatrzymania się i zastanowienia.

W spotkaniu bierze udział szef sił powietrznych Gerhartz, który sam przyznaje, że nawet gdyby Taurusy zostały wprowadzone do gry, ich liczba byłaby ograniczona do maksymalnie 100 rakiet i że ich użycie nie „zmieni wojny”, to znaczy: oczywiście na korzyść Kijowa.

Tymczasem Grafe, drugi Huddler w stopniu generała, podkreśla, że most przez Cieśninę Kerczeńską nie jest łatwym celem i może przetrwać atak. Daremność dookoła; i trzeba przyznać, że tak. A jednocześnie żaden z nich nie stwarza nawet najpoważniejszego ryzyka, jakie wiązałoby się z taką operacją. Grafe obawia się, że media mogą dowiedzieć się o podstępnych metodach niemieckiej armii.

Byłaby to jednak dziecinna zabawa w porównaniu z najgorszym, co mogłoby się wydarzyć.

Ponieważ strategia dziecinnego zdradzania Byka mogłaby w rzeczywistości „odmienić wojnę”: zmuszając Rosję do rezygnacji ze swojej polityki przymykania oczu na większość zachodnich de facto wojowniczych zachowań i zamiast tego do rozpoczęcia na przykład odwetu , przeciwko Niemcom. To oficerowie przysięgli bronić Niemiec. Wydaje się jednak, że ich jedyną prawdziwą troską jest znalezienie sposobu, jak pomóc Ukrainie w walce z Rosją, podczas gdy ryzyko, na jakie ich plany naraziłyby Niemcy, uchodzi ich uwadze.

Pierwszym problemem jest to, że w praktyce wydaje się, że stracili jakiekolwiek poczucie różnicy między swoimi zobowiązaniami wobec Niemiec i Ukrainy (lub NATO, jeśli o to chodzi).

Po drugie, ich minister obrony, kanclerz i większość niemieckiego społeczeństwa również wydają się nie być w stanie dokonać tego rozróżnienia.

W tym sensie Skupienie Byka może zapisać się w historii jako triumf polityki ukraińskiej, nawet jeśli daremny. Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.


Przetlumaczono porzez translator Google

https://www.rt.com/news/593880-germany-crimea-bridge-attack/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz