sobota, 16 marca 2024

"Zachodnie wojska na Ukrainie: Jak wielkie kłamstwo może doprowadzić do największej wojny Ostatnie wypady Macrona i wywołana przez niego sprzeczka pokazują, że Europa Zachodnia musi wreszcie szczerze porozmawiać o przyczynach konfliktu na Ukrainie"

 Tarik Cyril Amar, historyk z Niemiec pracujący na Uniwersytecie Koç w Stambule, zajmujący się Rosją, Ukrainą i Europą Wschodnią, historią II wojny światowej, kulturową zimną wojną i polityką pamięci

Obecną sytuację w konflikcie pomiędzy Ukrainą – służącą (choć niszczoną) jako zastępcza jednostka dla Zachodu – a Rosją, można naszkicować w trzech ogólnych zarysach.


Western troops in Ukraine: How a big lie could lead to the biggest war

Po pierwsze, Rosja ma obecnie wyraźną przewagę na polu bitwy i może potencjalnie przyspieszyć swoje ostatnie postępy, aby wkrótce osiągnąć ogólne zwycięstwo militarne.

Zachód jest zmuszony uznać ten fakt: jak ujął to Minister Spraw Zagranicznych w artykule zatytułowanym „Na Ukrainie ucieka czas” Kijów i jego zachodni zwolennicy „znajdują się w krytycznym momencie decyzji i stoją przed zasadniczym pytaniem: w jaki sposób można dalej Rosyjski postęp… zostać zatrzymany, a następnie odwrócony?”

Po prostu zignoruj odrobinę pobożnych życzeń dodaną na końcu, aby osłodzić gorzką pigułkę rzeczywistości.

Kluczową kwestią jest uznanie, że nadszedł czas kryzysu dla Zachodu i Ukrainy – w złym tego słowa znaczeniu. Po drugie, niezależnie od powyższego Ukraina nie jest jeszcze gotowa zwrócić się o negocjacje mające na celu zakończenie wojny na warunkach akceptowalnych dla Rosji, co byłoby niełatwe dla Kijowa.

(Tymczasem prezydent Rosji Władimir Putin w niedawnym ważnym wywiadzie powtórzył, że Moskwa pozostaje zasadniczo otwarta na rozmowy, nie w oparciu o „myślenie życzeniowe”, ale raczej opierając się na realiach „w terenie”). Trudno się dziwić sztywności reżimu w Kijowie.

Odkąd wiosną 2022 r. odrzucił praktycznie kompletne – i korzystne – porozumienie pokojowe, prezydent Władimir Zełenski postawił wszystko na zawsze nieprawdopodobne zwycięstwo.

Dla niego osobiście, a także (przynajmniej dla jego głównego zespołu) nie ma sposobu, aby przetrwać – politycznie i fizycznie – katastrofalną porażkę, którą sprowadzili na swój kraj, wydzierżawiając go jako pionek w waszyngtońskiej strategii neokonserwatystów. Papież, pomimo fałszywego zamieszania, jakie wywołał w Kijowie i na Zachodzie, miał rację: odpowiedzialne ukraińskie przywódcy powinni negocjować.

Ale to nie jest przywództwo, jakie ma Ukraina.

Przynajmniej jeszcze nie. Po trzecie, strategia Zachodu staje się coraz trudniejsza do rozszyfrowania, ponieważ w istocie Zachód nie może wymyślić, jak dostosować się do niepowodzenia swoich początkowych planów dotyczących tej wojny.

Rosja nie została odizolowana; jego wojsko stało się silniejsze, a nie słabsze – to samo dotyczy gospodarki, w tym przemysłu zbrojeniowego.

I wreszcie, co nie mniej ważne, popularna legitymizacja i skuteczna kontrola rosyjskiego systemu politycznego nie upadła, ani nawet nie uległa osłabieniu.

Jak ponownie przyznaje nawet Foreign Affairs, „Putin prawdopodobnie wygra uczciwe wybory w 2024 roku”.

To więcej, niż można powiedzieć o Joe Bidenie, Rishim Sunaku, Olafie Scholzu czy Emmanuelu Macronie (a Zełenskiego po prostu odwołał wybory). Innymi słowy, Zachód stoi w obliczu nie tylko prawdopodobnej porażki Ukrainy, ale także własnej strategicznej porażki.

Sytuacja ta, choć nie oznacza bezpośredniego rozgromu militarnego (jak w Afganistanie w 2021 r.), oznacza poważne niepowodzenie polityczne. W rzeczywistości ta grożąca porażka Zachodu jest historyczną porażką w przygotowaniu. Inaczej niż w przypadku Afganistanu, Zachód nie będzie w stanie tak po prostu odejść od bałaganu, jaki narobił na Ukrainie.

Tym razem odwet geopolityczny będzie gwałtowny, a koszty bardzo wysokie.

Zamiast izolować Rosję, Zachód odizolował się i przegrywając, okaże się osłabiony. Jedną rzeczą jest w końcu, z opóźnieniem, zaakceptować fakt, że zwodniczy „jednobiegunowy” moment lat 90. już dawno minął.

O wiele gorzej jest bezinteresownie wejść w nowy wielobiegunowy porządek z oszałamiającą, możliwą do uniknięcia autodegradacją.

A jednak to właśnie udało się sfabrykować UE/NATO-Zachód w wyniku niepotrzebnego nadmiernego rozszerzenia na Ukrainie.

Pychy było mnóstwo, upadek jest teraz tylko kwestią czasu – i to niewiele czasu. W szczególności jeśli chodzi o UE-Europę, w jednej kwestii francuski prezydent Emmanuel Macron ma w połowie rację.

Zwycięstwo Rosji „zmniejszyłoby wiarygodność Europy do zera”.

Tyle że umysł z większą precyzją kartezjańską dostrzegłby, że zwycięstwo Moskwy będzie jedynie ostatnim etapem dłuższego procesu. Głębsze przyczyny utraty globalnej pozycji UE/NATO-Europy są trojakie.

Po pierwsze, własna, bezsensowna decyzja o dążeniu do konfrontacji zamiast wyraźnie wykonalnego kompromisu i współpracy z Rosją (dlaczego właściwie nie da się żyć z neutralną Ukrainą?). Po drugie, amerykańska strategia systematycznego zmniejszania UE/NATO-Europy za pomocą krótkiej przemyślana polityka późnoimperialnej kanibalizacji klientów, która przybiera kształt agresywnej deindustrializacji i „europeizacji” wojny na Ukrainie.

I po trzecie, groteskowe przyzwolenie europejskich klientów na powyższe.

Takie jest tło ostatniej fali tajemniczych sygnałów napływających z Zachodu, zwłaszcza z elit UE/NATO: Po pierwsze, mieliśmy falę propagandy paniki, która towarzyszyła największym manewrom NATO od zakończenia zimnej wojny.

Następnie Macron publicznie oświadczył i powtarzał, że opcją jest otwarte – nie w trybie tajnym, ale oczywistym, jak obecnie – rozmieszczenie zachodnich wojsk lądowych na Ukrainie.

Dodał tanią demagogiczną nutę, wzywając Europejczyków, aby nie byli „tchórzami”, przez co ma na myśli, że powinni być gotowi w efekcie wykonywać jego rozkazy i walczyć z Rosją, wyraźnie także wewnątrz i w imieniu Ukrainy.

Nieważne, że ten ostatni nie jest oficjalnym członkiem ani NATO, ani UE, a także jest państwem wysoce skorumpowanym i wcale nie demokratycznym. W odpowiedzi na to rozbieżność w Europie UE/NATO ujawniła się: rząd niemiecki najchętniej sprzeciwiał się Macronowi.

Nie tylko kanclerz Scholz pośpieszył z dystansem.

Wyraźnie oburzony Boris Pistorius – nieszczęsny minister obrony Berlina, ostatnio potknął się o zdumiewającą lekkomyślność swoich generałów w sprawie rakiet Taurus – narzekał, że nie ma potrzeby „rozmawiać o butach na ziemi lub o większej lub mniejszej odwadze .”

Co być może bardziej zaskakujące, Polska, Czechy, a także figurant NATO Jens Stoltenberg (tj. USA) szybko stwierdzili, że w rzeczywistości nie są gotowi poprzeć inicjatywy Macrona.

Notabene, społeczeństwo francuskie również nie wykazuje entuzjazmu dla eskalacji napoleońskiej.

Sondaż „Le Figaro” pokazuje, że 68 procent jest przeciwnych otwartemu wysyłaniu wojsk lądowych na Ukrainę. Z drugiej strony Macron znalazł pewne wsparcie.

Nie jest do końca odizolowany, co wyjaśnia, dlaczego upierał się przy swoim: Zełenski się pod tym względem nie liczy.

Jego stronniczość jest oczywista, a pomimo zwykłych złudzeń to nie on decyduje w tej sprawie.

Państwa bałtyckie, choć militarne mikrokarły, niestety są w stanie wywierać pewien wpływ wewnątrz UE i NATO.

I zgodnie z formą stanęli po stronie francuskiego prezydenta, a na czele stanęły Estonia i Litwa. Nie można mieć pewności, na co patrzymy.

Najpierw usuńmy najbardziej naciąganą hipotezę: czy jest to skoordynowany blef z niespodzianką?

Skomplikowana zachodnia próba odgrywania roli dobrego gliniarza, złego gliniarza przeciwko Rosji, podczas której Macron rzucał groźby, a inne sygnalizowały, że Moskwa może uznać je za mniej ekstremalne, oczywiście za dyplomatyczną cenę?

Ledwie.

Po pierwsze, ten plan byłby tak szaleńczy, że nawet obecny Zachód raczej nie spróbuje. Nie, pęknięcie otwierające się w jedności Zachodu jest realne. Jeśli chodzi o samego Macrona, jego styl jest zbyt mądry i przebiegły, przynoszący efekt przeciwny do zamierzonego.

Nie możemy wiedzieć, co dokładnie próbuje zrobić; i może sam nie wiedzieć.

W istocie istnieją dwie możliwości.

Albo francuski prezydent jest teraz zagorzałym zwolennikiem eskalacji, zdeterminowany, aby rozszerzyć wojnę do otwartego starcia między Rosją a NATO, albo jest hazardzistą wysokiego ryzyka, który blefuje, aby osiągnąć trzy cele.

Przestraszyć Moskwę, aby powstrzymała się od forsowania swojej przewagi militarnej na Ukrainie (pomysł beznadziejny); zdobywać punkty „wielkości” nacjonalistów we Francji (co już jest niepowodzeniem); i zwiększyć swoją pozycję w UE/NATO-Europie, „jedynie” udając, po raz kolejny, nowego „Churchilla” – do którego Macron z całą swoją skromnością z pewnością nawiązał.

(A niektórzy z jego fanów, w tym Zełenski, siwy weteran odgrywania ról na żywo Churchilla, dokonali już tego de rigueur, choć przestarzałego porównania.) Chociaż nie możemy całkowicie rozwikłać zagadki nastrojowego Sfinksa z Pałacu Elizejskiego ani, jeśli o to chodzi, niejasnych interesów elit europejskich UE/NATO, możemy powiedzieć dwie rzeczy.

Po pierwsze, cokolwiek Macron myśli, że robi, jest to niezwykle niebezpieczne.

Rosja traktowałaby oddziały państwa UE/NATO na Ukrainie jako cele – i nie będzie miało znaczenia, czy pojawią się one z etykietą „NATO” lub „tylko” pod flagami narodowymi.

Rosja powtórzyła również, że uważa, że Ukraina naruszona jest jej żywotnymi interesami i że jeśli jej przywódcy dostrzegą istotne zagrożenie dla Rosji, opcją będzie broń nuklearna. Ostrzeżenie nie może być jaśniejsze.

Po drugie, oto sedno problemu Zachodu, który obecnie – w związku z niezaprzeczalnym zwycięstwem Rosji w wojnie – staje się dotkliwy: zachodnie elity są podzielone na „pragmatystów” i „ekstremistów”.

Pragmatyści są tak samo rusofobami i strategicznie wprowadzeni w błąd jak ekstremiści, ale unikają trzeciej wojny światowej. Jednak ci pragmatyści, którzy starają się stawić opór zagorzałym zwolennikom eskalacji i panować nad nimi przynajmniej wobec hazardzistów wysokiego ryzyka, spotykają się z paraliżującą sprzecznością w ich własnym stanowisku i przesłaniu: na razie nadal podzielają tę samą urojeniową narrację z ekstremiści.

Obydwa ugrupowania stale powtarzają, że Rosja planuje zaatakować całą UE/NATO-Europę, gdy pokona Ukrainę, i że w związku z tym zatrzymanie Rosji na Ukrainie jest dosłownie niezbędne (lub w nieco Sartre’owskim ujęciu Macrona „egzystencjalne”) dla Zachodu. Ta narracja jest absurdalna. Rzeczywistość działa dokładnie odwrotnie: najpewniejszym sposobem na rozpoczęcie wojny z Rosją jest otwarte wysłanie wojsk na Ukrainę. A egzystencjalne dla UE/NATO-Europy jest ostateczne wyzwolenie się spod amerykańskiego „przywództwa”.

Podczas zimnej wojny można było postawić tezę, że (ówczesna) Europa potrzebowała Stanów Zjednoczonych. Jednak po zimnej wojnie już tak nie było.

W odpowiedzi Waszyngton wdrożył spójną, wieloadministracyjną, dwupartyjną, choć często prymitywną, strategię unikania tego, co powinno być nieuniknione: emancypacji Europy spod amerykańskiej dominacji. Zarówno ekspansja NATO na wschód, zaprogramowana – i przewidywana – mająca wywołać masowy konflikt z Rosją, jak i obecna wojna zastępcza na Ukrainie, uparcie prowokowana przez Waszyngton od dziesięcioleci, wpisują się w tę strategię mającą na celu – parafrazując słynne powiedzenie o NATO – „ utrzymać Europę w ryzach.”

A europejskie elity bawią się tak, jakby jutra nie było, choć dla nich w rzeczywistości może go nie być. Znajdujemy się w potencjalnym punkcie zwrotnym, w kryzysie długoterminowej trajektorii. Jeśli pragmatyści w UE/NATO-Europie naprawdę chcą powstrzymać ekstremistów, którzy bawią się wywołaniem otwartej wojny między Rosją a NATO, która zdewastowałaby przynajmniej Europę, muszą teraz wyznać prawdę i ostatecznie porzucić to, co wspólne, ideologiczne, i całkowicie nierealistyczna narracja o egzystencjalnym zagrożeniu ze strony Moskwy. Dopóki pragmatyści nie odważą się kwestionować zwolenników eskalacji w kwestii tego, jak zasadniczo zrozumieć przyczyny obecnej katastrofy, ekstremiści zawsze będą mieli przewagę w postaci konsekwencji: ich polityka jest głupia, marnotrawnie niepotrzebna i niezwykle ryzykowna.

A jednak wynikają z tego, w co wmówił sobie Zachód. Najwyższy czas przełamać zaklęcie autohipnozy i stawić czoła faktom. Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.


Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/news/594326-macron-ukraine-troops-war/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz