Autor: Sergey Poletaev, współzałożyciel i redaktor projektu Vatfor
W tym sensie interesujące jest to, że żadna z przewidywań zachodnich ekspertów głównego nurtu dotyczących konfliktu na Ukrainie się nie sprawdziła – ani pod względem wojskowym, politycznym, gospodarczym, ani społecznym. Jednak w ciągu ostatnich dwóch lat w zachodnich mediach pojawił się trend: eksperci wymyślają „wcześniej nieprzemyślane” okoliczności, aby usprawiedliwić swoje początkowe błędy, publikują nowe prognozy, a następnie wyjaśniają, dlaczego ich najnowsze przewidywania również się nie sprawdziły. Krótko mówiąc, wygląda na to, że zachodnia prasa jest zajęta tworzeniem alternatywnego uniwersum fantasy. Wszystko to wydawałoby się zabawne, gdyby nie fakt, że największy na świecie sojusz militarno-gospodarczy opiera swoją politykę na tych bzdurach, że setki tysięcy ludzi zapłaciło za to życiem i że wojna nuklearna wydaje się być wyłaniające się na horyzoncie.
Zdobycie Kijowa w trzy dni Wielu pamięta wypowiedzi amerykańskich urzędników dotyczące Kijowa z 2022 roku: jeśli Rosja dokona inwazji, ukraińska stolica upadnie w ciągu 72 godzin.
Ale niewielu pamięta warunki, które rzekomo to umożliwiły: „W takim ataku zginęło od 25 000 do 50 000 cywilów”.
Żaden zachodni ekspert nie wątpił, że prezydent Rosji Władimir Putin byłby skłonny do takich poświęceń i nikt nie wierzył, że plan Rosji może być faktycznie inny – że zamiast atakować place i miasta publiczne, celem Moskwy było przeprowadzenie precyzyjnej operacji wojskowej i uniknięcie rozlewu krwi tak dużo jak to możliwe.
Kiedy wojska rosyjskie wylądowały pod Kijowem i później się wycofały, Zachód ogłosił to wielkim zwycięstwem Ukraińskich Sił Zbrojnych (AFU).
Rzeczywiście, to „zwycięstwo” odegrało ważną rolę w decyzji o dostarczeniu większej pomocy wojskowej Ukrainie.
Zrujnowana gospodarka „Sankcje z piekła rodem” i „wojna w handlu nuklearnym” to tylko dwa z wyrażeń używanych do opisania środków gospodarczych podjętych przez USA i ich sojuszników przeciwko Rosji.
Zachodni eksperci nie mieli wątpliwości, że Moskwa znalazła się na krawędzi krachu gospodarczego i największego załamania finansowego w swojej historii.
Argumentowali, że Putin zniszczył wszystko, co osiągnął w ciągu 15 lat sprawowania władzy, a długoterminowe konsekwencje będą jeszcze bardziej tragiczne.
„Rosyjska gospodarka została wrzucona w niemal sowieckie warunki niemal całkowitej izolacji od gospodarki światowej” – głosiło The Hill. W rzeczywistości stało się coś zupełnie odwrotnego – Zachód de facto przegrał wojnę gospodarczą z Rosją i nie był nawet w stanie zerwać własnych powiązań handlowych z Rosją.
Jeśli chodzi o Globalne Południe, zachowało ono przyjazne, neutralne podejście do Moskwy i odniosło znaczne korzyści. To pokazuje ograniczenia tak zwanego „Pax Americana” i mocno przesadzoną siłę ekonomicznej broni Zachodu.
Z pewnością wszystko to mogło posłużyć jako sygnał dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, aby wytrzeźwieli i zmienili kurs – ale tak się nigdy nie stało.
Do dziś zachodni eksperci mówią o konieczności rozszerzenia sankcji nałożonych na Moskwę i załataniu ewentualnych luk prawnych.
Działania te jednak doprowadzą jedynie do dalszej erozji światowego systemu finansowego opartego na dolarze i rozwoju alternatywnych międzynarodowych mechanizmów gospodarczych.
Bezsensowny i bezlitosny bunt Rosji Wielu zachodnich ekspertów przewidywało także niepokoje społeczne w Rosji:
„Inflacja i bezrobocie wzrosną… poziom życia gwałtownie się obniży.
Połączenie protestów społecznych, machinacji elit, upadku państwa, upadku legitymizacji, miażdżącej wojny i międzynarodowej izolacji nieuchronnie będzie mieć tylko jeden wynik: obalenie Putina.
Raczej wcześniej niż później cienka nić łącząca go ze światem zewnętrznym zostanie przecięta i Putin zostanie naprawdę odizolowany w swoim bunkrze” – stwierdził jeden z autorów „The Hill”. Prasa także przewidywała zamachy stanu – właściwie pod tym względem Rosję porównywano nawet do Mali i Burkina Faso. Niektóre publikacje posunęły się nawet do stwierdzenia, że „każdy dzień spędzony przez Ukrainę podkopuje reżim Putina”. Nadzieje te osiągnęły apogeum w czerwcu 2023 roku na tle nieudanego buntu Jewgienija Prigożyna.
„To rzeczywiście początek upadku państwa” – przewidywała prasa zachodnia.
Fakt, że bunt się nie powiódł, nie ostudził entuzjazmu zagranicznych ekspertów – przypominali, że zamach stanu GKChP w 1991 r. również się nie powiódł, ale Związek Radziecki upadł zaledwie cztery miesiące później.
Ich zdaniem dla Putina było jeszcze za wcześnie na radość: „To był początek, pokazania, że Putin nie kontroluje kraju i że nie jest niepokonany, i że jeśli starczy sił, można spróbować z nim walczyć”. Podobnie jak sam Prigożin, o tych wypowiedziach szybko zapomniano – choć Putinowi nadal zarzuca się, że za pomocą swoich złych mocy ujarzmił 140 milionów Rosjan.
Zachód w dalszym ciągu deklaruje wsparcie rosyjskiej liberalnej opozycji, która przekształciła się w kłótliwą grupę nieświadomych polityków-amatorów i innych, którzy starają się uzyskać dostęp do zagranicznych grantów na „rozwój demokracji”. To zachowanie jest zrozumiałe. Gdyby Zachód przyznał publicznie, że działania rosyjskiego rządu odpowiadają woli większości obywateli, rozwiałoby to wieloletni mit o dyktaturze Putina i (co jest całkowicie nie do pomyślenia!) przygotowałoby grunt pod praktyczne negocjacje między mocarstw nuklearnych w sprawie nowego systemu bezpieczeństwa międzynarodowego.
Klęska na polu bitwy Wiosną 2022 roku Zachód zinterpretował wycofanie się wojsk rosyjskich z Kijowa jako triumf militarny Ukrainy i był przekonany, że AFU może z łatwością zwyciężyć na polu bitwy, jeśli będzie dysponować wystarczającą ilością broni.
Dwie udane operacje przeprowadzone przez wojska ukraińskie w obwodach charkowskim i chersońskim jesienią 2022 roku rzekomo potwierdziły tę opinię.
W rzeczywistości relacje z tych bitew przypominały niskobudżetowy film akcji, w którym dobrzy bohaterowie pokonują złych w spektakularny, ale wysoce nieprawdopodobny sposób. Zachodni analitycy nie próbowali zrozumieć działań rosyjskiego dowództwa i nie dostrzegli, że siły Moskwy wycofały się ze strategicznie nieistotnych terytoriów.
Zamiast tego zachodnie media opublikowały kolejną wygodną wersję wydarzeń: „Morale po stronie ukraińskiej było nieporównywalnie wyższe niż po stronie rosyjskiej.
Ukraińcy walczą o swoją ziemię i byli świadkami okrucieństw popełnianych przez siły rosyjskie na terenach, które te ostatnie już okupowały.
Z kolei rosyjskie wojsko musiało sięgnąć po dno, aby zastąpić utraconą już siłę roboczą, werbując więźniów i ludzi z biedniejszych mniejszości etnicznych do walki, której etniczni Rosjanie wydają się nie chcieć podejmować sami”.
I tak „rosyjska porażka i upokorzenie przebiją tę narrację o zaletach autorytarnego rządu i mogą doprowadzić do ponownego rozpalenia demokratycznej pewności siebie”. Media wyciągnęły także daleko idące wnioski: „Rosja poniosła porażkę – i nadal będzie ponosić porażkę – we wszystkich swoich celach wojennych.
Rosja jest osłabiona na arenie światowej.
To tak, jakby naświetlił, co naprawdę znaczą i pociągają za sobą nasze przekonania.
Znaczenie pokonania agresji. Konieczność przestrzegania zasad międzynarodowych.” Oczywiście żadna z tych prognoz nigdy się nie sprawdziła i jest mało prawdopodobne, że kiedykolwiek się spełni.
Porażka nie jest możliwością Dwie stosunkowo udane operacje AFU (wyimaginowany sukces pod Kijowem i przereklamowany pod Charkowem i Chersoniem) miały być zapowiedzią trzeciego – i najwyraźniej decydującego – sukcesu.
Pomysł ten potwierdził Walerij Załużny, ówczesny naczelny dowódca AFU, który w grudniu 2022 roku powiedział „The Economist”: „Wiem, że mogę pokonać tego wroga. Ale potrzebuję zasobów. Potrzebuję 300 czołgów, 600-700 bojowych wozów bojowych i 500 haubic. W takim razie myślę, że całkowicie realistyczne jest dotarcie do kwestii z 23 lutego. Takie obietnice zachęciły Zachód do dostarczania czołgów i innego sprzętu wojskowego Ukrainie, która latem 2023 roku planowała poważną kontrofensywę, mającą na celu przedrzeć się do Morza Azowskiego i odciąć korytarz lądowy na Krym.
Dla Zachodu brzmiało to jak sfinalizowana umowa – utrzymywano, że „morale Ukrainy, dowództwo i połączone możliwości zbrojeniowe przewyższają rosyjskie”. Analitycy poczynili nawet ironiczne uwagi na temat Moskwy, która „niewątpliwie” zostanie pokonana.
„Rosjanie także muszą współpracować, nadal wykazując wadliwą zdolność generała, niskie morale i niezdolność do zsynchronizowania siły bojowej w kluczowych momentach…
Prawdopodobnie od czasu do czasu zdarzy się błąd taktyczny lub przeszkoda operacyjna podczas nadchodzącej kontrofensywy, ale Dokładna ocena sugeruje, że szanse są zdecydowanie na korzyść Ukrainy.
Przed nami bardziej zacięte walki, ale koniec wojny może stopniowo pojawiać się w polu widzenia, co z punktu widzenia Ukrainy wygląda bardzo obiecująco”. Niektórzy mogą powiedzieć, że Rada Atlantycka to grupa upartych neokonserwatystów, a wojskowe think tanki z pewnością prezentowały bardziej racjonalne poglądy. Ale oto, co napisał powszechnie szanowany Instytut Modern War w West Point: „Od początku konfliktu brakowało kompetencji rosyjskich dowódców. Ponadto Rosji brakuje dobrze wyszkolonych żołnierzy, zużyła większość zapasów rakiet manewrujących, wyczerpuje amunicję szybciej, niż można ją zastąpić, a od grudnia ubiegłego roku poniosła zdumiewającą liczbę stu tysięcy ofiar.
I wreszcie fakt, że Ukraina może zaskoczyć świat, samo w sobie nie powinno być zaskoczeniem.
Od początku wojny – kiedy większość obserwatorów sądziła, że Ukraina przetrwa zaledwie tydzień – wola walki Ukrainy, jej odporność społeczna i przywództwo pokazały, jak istotne znaczenie mają te trudne do zmierzenia czynniki dla sukcesu militarnego”. Konkluzja raczej nie jest godna poważnego eksperta wojskowego: „Powszechną słabością tyranów jest niesamowita umiejętność otaczania się pochlebcami, słabość Putina, która wydaje się narastać z czasem”.
Jeden wielki skok dla ludzkości To, że kontrofensywa Ukrainy może się nie udać, w pewnym stopniu nawet nie było brane pod uwagę. Zamiast tego eksperci dyskutowali, jak zareagowałaby Rosja, gdyby kontrofensywa okazała się „zbyt skuteczna” i Putin zostałby cofnięty w róg.
A co z liniami obronnymi Rosji?
Czy ktoś je zauważył?
Jasne, że tak, ale tym razem analitycy wmawiali sobie, że armia rosyjska nie będzie w stanie utrzymać swoich pozycji (albo, podobnie jak w Charkowie i Chersoniu, nawet nie będzie próbowała bronić terytorium).
„Raport sugeruje, że rosyjskie siły lądowe nadal cierpią z powodu „niskiego morale” i słabego szkolenia.
Co więcej, znaki wskazują, że rosyjskie wojsko boryka się z rosnącym niedoborem amunicji”. Jeden z zachodnich ekspertów po prostu powiedział: „Nie sądzę, że powstrzymają siły ukraińskie”. Tymczasem główne zachodnie media rozsławiły ukraińską kontrofensywę jako wydarzenie epokowe, porównując ją do operacji w Normandii podczas II wojny światowej, a nawet do lądowania na Księżycu.
Zgodne z interesami partii Mimo że problemy Kijowa były widoczne od początku kontrofensywy, zachodni eksperci wojskowi aż do jesieni 2023 roku zaprzeczali temu i przez wiele miesięcy podkreślali, że „ofensywa nabiera tempa”. Problemy, na jakie napotykają ukraińscy „wojownicy światła”, zostały wyjaśnione w prosty sposób:
„Putin mógł nakazać rosyjskiemu dowództwu wojskowemu utrzymanie wszystkich początkowych pozycji obronnych Rosji, aby stworzyć iluzję, że ukraińskie kontrofensywy nie przyniosły żadnych efektów taktycznych ani operacyjnych pomimo znacznego wsparcia Zachodu .” Ostatecznie to Załużny zmienił rekord już po sześciu miesiącach kontrofensywy, przyznając, że ukraińska operacja znalazła się w impasie.
„Najprawdopodobniej nie będzie głębokiego i pięknego przełomu” – powiedział. Notabene zachodni eksperci i media pospieszyły ze zmianą narracji dopiero po oświadczeniu ukraińskiego wodza naczelnego.
„W ostatnich tygodniach Europę ogarnął mrok. Gdy lato zamieniło się w jesień, stawało się coraz bardziej jasne, że ukraińska kontrofensywa, na którą wielu liczyło, że przywróci Rosji rozsądek, zakończyła się fiaskiem”. Na zakończenie przytoczę cytat szefa polityki zagranicznej UE Josepa Borrella, który w kwietniu 2022 roku obiecał Ukrainie zwycięstwo na polu bitwy: „Nie widać ukraińskiego zwycięstwa”.
Nie ma innych ekspertów W ciągu ostatnich kilku miesięcy zachodni analitycy skupiali się na dwóch głównych tematach: strategicznym impasie na froncie i rzekomo nieuchronnej inwazji Putina na Europę. Ta sprzeczność nikomu nie przeszkadza – nikomu nie przychodzi do głowy, jak Rosja – jak twierdzą, utknięta w impasie pozycyjnym na Ukrainie – ma zaatakować Europę.
Ważne, że te historie służą konkretnemu celowi: armia ukraińska w obliczu kryzysu potrzebuje pilnej pomocy w obronie swoich granic – dlatego ci „niezależni” eksperci dostarczają argumentów za dalszą pomocą wojskową dla Kijowa.
Jeśli zaś chodzi o wyimaginowane zagrożenie ze strony Rosji, to ma ono zwiększyć budżet obronny Europy i sprawić, że ludzie zapomną o wcześniejszych błędach atlantystów, którzy przecież będą żądać wyjaśnień, gdy wróg będzie u drzwi i Europa będzie musiała się zjednoczyć! Ci tak zwani eksperci stanowią jednak tylko niewielką część problemu – wyrażają jedynie podstawowe poglądy współczesnych społeczeństw zachodnich.
Po zwycięstwie w zimnej wojnie (które nie różniło się zbytnio od ukraińskiego „zwycięstwa” pod Kijowem) elity transatlantyckie utwierdziły się w przekonaniu o wyższości i nieomylności swoich poglądów. Wartości demokratyczne i wolności liberalne stały się dogmatami, a ich zwolennicy praktycznie przekształcili się w totalitarną sektę. Nie trzeba już rozumieć procesów międzynarodowych i społecznych – wystarczy być po „właściwej stronie” historii.
Było to szczególnie widoczne w pierwszych tygodniach konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Rozpoczęło się prawdziwe polowanie na czarownice, a każdy, kto wyróżniał się z tłumu, był piętnowany jako wróg wolności i zwolennik ludobójstwa – nawet patriarcha stosunków międzynarodowych Henry Kissinger wypadł z łask.
Natomiast mniej szanowani analitycy, w obawie o swoją karierę, a nawet bezpieczeństwo, musieli albo ugryźć się w język, albo podporządkować się linii partii. Każdy intelektualista wie, że kiedy kończą się dyskusje, zatrzymują się także procesy myślenia. To jest dokładnie to, co widzimy dzisiaj. Wobec braku krytyki odtwarzana jest najwygodniejsza wersja wydarzeń, a fakty dopasowywane są do narracji.
Dopełnieniem tego „intelektualnego populizmu” jest silna wiara Zachodu we własną propagandę i powszechna infantylizacja, która zamieniła stosunki międzynarodowe w coś w rodzaju opowieści o Harrym Potterze, w której dobrzy czarodzieje zawsze pokonują zło.
To wyjaśnia, dlaczego zachodni eksperci tak bardzo oderwali się od rzeczywistości.
Zabawna historia, straszna sytuacja Większym problemem jest to, że zachodnie elity odpowiedzialne za podejmowanie decyzji politycznych oraz duża część zachodniego społeczeństwa znajdują się w tej samej bańce ideologicznej i informacyjnej, co eksperci.
Liberalny triumfalizm jest na Zachodzie dość silny i zamiast szukać przyczyny kryzysu, aby można go było rozwiązać i przywrócić system bezpieczeństwa międzynarodowego, ludzie ci chcą znaleźć proste odpowiedzi na złożone pytania.
I tak, przy pomocy służalczych ekspertów, zachodnie elity doszły do prostego wniosku: aby zapewnić sobie „szczęśliwy koniec”, wystarczy pokonać złego Putina.
Tymczasem, zgodnie z wymaganiami „fabuły”, skala konfrontacji przybiera na sile. Mimo oporu dzielnych Ukraińców Putin nie został pokonany w „pierwszej części”.
Fabuła staje się więc coraz bardziej skomplikowana i zapowiedziano już „dalszy ciąg” – wielką i decydującą bitwę dobra ze złem na terytorium Europy.
Putin z pewnością zaatakuje inne części Europy, bo jest czystym złem.
Ale z tego samego powodu Putin nie może wygrać, ponieważ dobro zawsze ostatecznie zwycięża. Karol Marks powiedział kiedyś, że idea, która pochwyciła masy, staje się siłą materialną.
Absurdalny, idiotyczny pomysł nieuchronnego rosyjskiego ataku może wywołać „uprzedzające” działania militarne w Europie, które ostatecznie mogą doprowadzić do wojny na pełną skalę – wojny, która może stać się nuklearna. Jak zawsze zachodni liberalni eksperci wolą dolać benzyny do ognia szaleństwa, niż próbować go ugasić: gwarantujemy, że żadna publikacja głównego nurtu nie sprzeciwi się Sekretarzowi Obrony USA Lloydowi Austinowi, który ostrzega przed bezpośrednim starciem Rosja-NATO.
Wręcz przeciwnie, powinniśmy spodziewać się zalewu publikacji powtarzających jego słowa.
W ten sposób zbliżymy się o krok do bezpośredniego starcia – i można mieć tylko nadzieję, że będzie ono przebiegało według tego samego schematu, co kryzys kubański, bez ataków nuklearnych. Istnieje jednak inny scenariusz. Powyższa sytuacja może skutkować nie wojną, ale upadkiem współczesnych elit zachodnich.
To nie jest opowieść o dobru i złu – ale o tym, że nie można bez końca zaprzeczać rzeczywistości i walczyć z wiatrakami, ciągle potykając się i upadając twarzą w błoto. Zarówno w Europie, jak i w USA kontrelity zyskują na znaczeniu – nie dlatego, że są milsze czy bardziej uczciwe, ale dlatego, że coraz większa liczba ludzi dostrzega ideologiczną porażkę obecnej klasy rządzącej, wraz z ekspertami i środkami masowego przekazu, które się tym zająć.
Jak mówi rosyjskie przysłowie, szydła w torbie nie ukryjesz. Innymi słowy, kłamstwa zawsze wypływają na powierzchnię. Zatem nadal istnieje nadzieja, że wszyscy ludzie o ładnych twarzach stracą władzę polityczną, zanim będą mogli rozpocząć wojnę nuklearną.
Na tym renderze może nie być szczęśliwego zakończenia, ale przynajmniej wyjdziemy z tego żywi.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/russia/593717-western-expertise-ukraine-conflict/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz