czwartek, 29 lutego 2024

"Istnieją mrożące krew w żyłach podobieństwa między cierpieniami Juliana Assange'a i cywilów w Strefie Gazy Zamykając jednego dziennikarza i przyczyniając się do nieszczęścia całego narodu, Zachód łączy opresyjną strukturę z lekceważeniem prawa"

 Tarik Cyril Amar, historyk z Niemiec pracujący na Uniwersytecie Koç w Stambule, zajmujący się Rosją, Ukrainą i Europą Wschodnią, historią II wojny światowej, kulturową zimną wojną i polityką pamięci

Ostatnio dwie z najbardziej charakterystycznych niesprawiedliwości współczesnego Zachodu stały się przedmiotem postępowań sądowych. I chociaż jedno dotyczy masowego morderstwa, a drugie tortur, ale nie morderstwa pojedynczej ofiary (przynajmniej jeszcze nie), istnieją dobre powody, aby systematycznie zestawiać te dwie rzeczy. Cierpienie z tym związane jest inne, ale siły, które je powodują, są ze sobą ściśle powiązane i, jak zobaczymy, ujawniają wiele na temat natury Zachodu jako porządku politycznego.

There are chilling parallels between the suffering of Julian Assange and Gaza civilians

W Hadze Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ONZ (MTS) – znany również jako Trybunał Światowy – przeprowadził szeroko zakrojone przesłuchania (z udziałem 52 państw i trzech organizacji międzynarodowych) w sprawie izraelskiej okupacji – lub de facto aneksji – terytoriów palestyńskich po 1967 r. Przesłuchania te są powiązane ze sprawą o ludobójstwo przeciwko Izraelowi, ale nie są z nią tożsame, również toczącą się obecnie przed MTS. Wszystko to dzieje się na tle bezlitosnego ludobójstwa Palestyńczyków przez Izrael poprzez bombardowania, strzelanie (podobno w głowę małym dzieciom), blokadę i głód. W chwili obecnej stale rosnąca – i konserwatywna – liczba ofiar wynosi około 30 000 zabitych, 70 000 rannych, 7 000 zaginionych i co najmniej 2 miliony wysiedlonych, często więcej niż raz, zawsze w strasznych warunkach. W Londynie Królewski Trybunał Sprawiedliwości był areną walki Juliana Assange’a o apelację od żądania Waszyngtonu dotyczącego jego ekstradycji do USA. Assange, aktywista i wydawca dziennikarstwa śledczego, przebywa w więzieniu – tego czy innego rodzaju – już od ponad dziesięciu lat. Od 2019 r. przebywa w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Belmarsh. W rzeczywistości to, co mu się już przydarzyło, jest współczesnym odpowiednikiem zamknięcia w Bastylii przez królewskie „lettre de cachet” w absolutystycznej, przedrewolucyjnej Francji Ancien régime. Wielu obserwatorów, w tym specjalny sprawozdawca ONZ, przekonująco argumentowało, że traktowanie Assange'a równa się torturom.

Istota jego prześladowań politycznych – w rzeczywistości nie ma sprawy sądowej prowadzonej w dobrej wierze – jest prosta: za pośrednictwem swojej platformy WikiLeaks Assange opublikował materiały, które wyciekły, które obnażyły brutalność, przestępczość i kłamstwa Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii (i, nie tylko, ogólnie rzecz biorąc, Zachodu) po wojnach z 11 września. O ile ujawnianie tajemnic państwowych nie jest legalne – chociaż może być moralnie obowiązkowe, a nawet heroiczne, jak w przypadku Chelsea Manning, która była głównym źródłem WikiLeaks – publikowanie wyników takich przecieków jest legalne. W istocie zasada ta stanowi uznany filar wolności i niezależności mediów. Bez tego media nie mogą pełnić żadnej funkcji strażniczej. Jednak Waszyngton uparcie i absurdalnie próbuje traktować Assange'a jako szpiega. Jeśli się powiedzie, „globalna wolność mediów” (o ile jest tego warta…) będzie toastem. To właśnie sprawia, że Assange obiektywnie jest najważniejszym więźniem politycznym na świecie. W przypadku ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, których najwyżsi urzędnicy czasami planowali jego zabójstwo, założyciel WikiLeaks z pewnością nie będzie miał sprawiedliwego procesu i umrze w więzieniu. W takim przypadku jego los nieodwracalnie zmieni się w to, nad czym Waszyngton i Londyn pracowały od ponad dekady, a mianowicie w zrobienie z niego przykładu, zadając najbardziej niszczycielski cios, jaki można sobie wyobrazić przeciwko wolności słowa i prawdziwie otwartemu społeczeństwu. To, że Gazę i Assange mają ze sobą coś wspólnego, przyszło do głowy niejednemu obserwatorowi. Obydwa reprezentują mnóstwo patologii politycznych, w tym bezlitosne okrucieństwo, upolitycznioną „sprawiedliwość”, dezinformację w środkach masowego przekazu i wreszcie tę starą specjalność „ogrodu” Zachodu, szczytową hipokryzję. Istnieje także groteskowo aroganckie amerykańskie poczucie globalnych uprawnień: prawa Palestyńczyków, a w istocie ludzkość, nie mają żadnego znaczenia, jeśli Izrael, najbliższy i najbardziej bezprawny sojusznik Waszyngtonu, chce ich ziemi i ich życia. Assange jest oczywiście obywatelem Australii. Assange i Gazę łączą także konkretne więzi: choć istnieje wątek wściekłości Rosji (znany również jako „Russiagate”) w ramach kampanii zemsty Waszyngtonu na założycielu WikiLeaks, najbardziej nienawidzi się go za to, że ośmielił się pokazać światu, jak bezduszny i krwiożerczy Stany Zjednoczone i ich sojusznicy toczą wojny na Bliskim Wschodzie, w tym samym regionie, w którym Waszyngton jest obecnie przynajmniej niezastąpionym wspólnikiem, jeśli nie współsprawcą ludobójstwa ludności, która w dużej mierze (choć nie wyłącznie) jest Muzułmanin i „brąz”.

Jest jednak jeszcze jeden aspekt kompleksu Gaza-Assange, którego nie powinniśmy pomijać. Razem te dwie wielkie zbrodnie państwowe ukazują pewien wzór, syndrom, który wskazuje, jaki rodzaj prawdziwego porządku politycznego kształtuje się obecnie na Zachodzie. Kilka rzeczy jest oczywistych: po pierwsze, choć zawsze są to raczej aspiracje niż rzeczywistość, praworządność (krajowa i międzynarodowa) jest naruszana w szczególnie rażący sposób. To tak, jakby Zachód chciał, żebyśmy wiedzieli, że prawo go nie obchodzi. Weźmy tylko pod uwagę dwa fakty: nawet po tym, jak MTS wydał instrukcje (tutaj zwane „środkami wstępnymi”) dla Izraela, które w efekcie zakończyłyby większość jego ludobójczego ataku, gdyby były posłuszne, Izrael po prostu się nie zastosował. A jej partnerzy na Zachodzie przyłączyli się do niego demonstracyjnie w tym buncie, między innymi pomagając Izraelowi w rozbiciu UNRWA, jeszcze bardziej pogarszając głodową blokadę Gazy. Jeśli chodzi o Assange’a, jego żona Stella, która jest prawnikiem, wyraziła to najlepiej, zauważając, że wszystkie rażące znęcanie się nad jej mężem „jest podawane do wiadomości publicznej, a mimo to ma miejsce”. Po drugie, Zachód nie jest właściwie uporządkowanym „ogrodem”, ale dość zaciekłą „dżunglą” współpracujących, ale i rywalizujących ze sobą grup interesu i establishmentu. Ma retoryczną obsesję na punkcie celebrowania nie tylko swoich tak zwanych „wartości”, ale także swojej jedności. Jednak w rzeczywistości pokazuje to, jak niepewna jest ta jedność. Podobnie jest z eskalacją stosowania przez Zachód kampanii zastraszania, masowego wyolbrzymiania lub wręcz wymyślania zagrożeń z zewnątrz (głównymi celami tej techniki są Rosja i Chiny), a jednocześnie odmawiania nawet możliwości dyplomacji i kompromisu. Jednocześnie jest to ten sam Zachód, którego członkowie osiągnęli obecnie etap wzajemnego wysadzania w powietrze kluczowej infrastruktury i wzajemnego kanibalizowania gospodarek. Nie mówiąc już o wzajemnym szpiegowaniu, a już na pewno o wzajemnym szantażowaniu kompromitującymi informacjami uzyskanymi w wyniku tego szpiegowania. Po trzecie, naginając i łamiąc własne prawa – nie mówiąc już o wyznawanych „wartościach” i „zasadach” – w jakiś sposób Zachód jest nadal zdolny do działania i wyrządzania szkód jako jedna wielka, choć nie zawsze dobrze skoordynowana maszyna, kiedy utwierdza swoje drapieżne – choć często także nieprzemyślane – interesy.

Co to za porządek polityczny? Wierzę, że najlepszym sposobem, aby ocenić ten dziki, ale zmawiający się, bezprawny, a jednocześnie oparty na instytucjach Zachód, jest cofnięcie się daleko w przeszłość, do kluczowych koncepcji dwóch wczesnych i błyskotliwych analityków nazistowskich Niemiec, Franza Neumanna i Ernsta Fraenkla. Kluczem Neumanna do zrozumienia brutalnego bałaganu, jaki panował w Trzeciej Rzeszy, było wyobrażenie sobie jej jako Behemota w znaczeniu angielskiego filozofa politycznego i urodzonego pesymisty Thomasa Hobbesa. W przeciwieństwie do niemal całkowicie autorytarnego „Lewiatana” Hobbesa, jego „Behemot”, wyjaśnił Neumann, opowiadał się za państwem, które w rzeczywistości było „niepaństwem, sytuacją charakteryzującą się całkowitym bezprawiem”. Fraenkel zaproponował inny model. Według niego nazistowskie Niemcy mogły funkcjonować pomimo wewnętrznego chaosu, ponieważ były zarówno państwem, w którym nadal obowiązywały prawa (choć często bardzo niesprawiedliwe), jak i państwem, które narzucało środki, wolne od ograniczeń prawnych. Oczywiście obecny Zachód nie jest dosłownie odpowiednikiem nazistowskiej Rzeszy. Chociaż jeśli weźmiesz pod uwagę, że jest on współwinny trwającego ludobójstwa w Izraelu, zdasz sobie sprawę, że niedopasowanie do nazistów to raczej niska poprzeczka – i nikłe pocieszenie dla palestyńskiego ojca lub matki, których dziecko właśnie celowo i powoli zostało zagłodzone na śmierć, na przykład instancja. Co więcej, Neumann odrzucił teorię Fraenkla, uznając, że w istocie nadal w zbyt dużym stopniu opiera się ona na systemie niemieckiego państwa-potwora. Ale wtedy naukowcy będą akademiccy. Większą, naprawdę ważną kwestią jest to, że nie sposób nie dostrzec uderzających i niepokojących tendencji na współczesnym Zachodzie, które rezonują zarówno ze stanem praw i miar Neumanna, jak i Fraenkla, lub, jeśli wolisz, reguł i arbitralności. Wstrząsający? Oczywiście. Daleko idące? Tych, którzy ciągle sobie wmawiają, że jeśli kiedykolwiek znajdą się tam, gdzie Palestyńczycy i Assange, na swój sposób, czeka ich bardzo brutalne przebudzenie: po bardzo ciemnej stronie prawdopodobnie najbardziej nieuczciwego i zawodnego porządku politycznego na świecie w tym momencie. Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.


Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/news/593422-assange-gaza-west-disregard-law/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz