AUTOR: TYLER DURDEN
Autor: Mike Solana via PirateWires.com,
Niebezpieczny sojusz. W 1787 roku Edmund Burke powiedział, że w parlamencie są "trzy stany; ale w Galerii Reporterów [siedzi] Czwarta Władza ważniejsza niż oni wszyscy". Pojęcie jakiejś żywotnej siły poza naszym rządem zostało zaimportowane do Nowego Świata i dziś stanowi podstawowe przekonanie amerykańskiego liberała: często mówi się nam, że nie ma wolnych ludzi bez wolnej prasy niezależnej od Kongresu, sądów i naszego prezydenta. Ale w ciągu 20 wieku tysiące mediów stopniowo się konsolidowało, a u zarania naszej ery Internetu pozostało tylko kilku gigantów. Ci giganci w dużej mierze podzielali jedną perspektywę i w przybliżonej zgodzie z klasą rządzącą Czwarta Władza naturalnie zaczęła służyć, a nie krytykować władzę. Ta relacja przekształciła się w coś bardzo bliskiego autorytaryzmowi podczas pandemii Covid-19, kiedy prasa pisała narrację o jednym państwie i bezwzględnie egzekwowała piąte i ostatnie źródło władzy w nowo dominującym przemyśle technologicznym.
Był to mroczny sojusz majątków, których dokładne opisy były przez lata wyśmiewane jako urojenia, paranoiczne, a nawet niebezpieczne. Ale dzisiaj, z powodu jednego miliardera, istnienie zdecentralizowanego aparatu cenzury Jednej Partii jest teraz niewątpliwe.
Kilka tygodni temu, twierdząc, że Twitter działał z rażącą stronniczością polityczną i w sposób, który wpłynął na wybory w USA (!), Elon Musk otworzył wewnętrzną komunikację swojej nowej firmy dla niewielkiej garstki dziennikarzy. Natychmiast przystąpili do przerwania serii ważnych historii, które na nowo napisały historię technologii ery Trumpa. Krótko mówiąc, kierownictwo Twittera okłamywało opinię publiczną, niestrudzenie, przez lata, a wszystko, co najbardziej paranoiczni spośród nas kiedykolwiek powiedzieli o platformie, było prawdą. "Zaufanie i bezpieczeństwo" to eufemizm dla cenzury politycznej, z zespołami "ekspertów" składającymi się prawie wyłącznie z najbardziej radykalnych, pozbawionych radości kierunków studiów nad skargami, jakie kiedykolwiek spotkałeś na studiach. Ich celem jest przekształcenie amerykańskiej polityki poprzez zdominowanie granic tego, co społeczeństwo może uważać za amerykańską politykę. W tych wysiłkach w większości odnieśli sukces.
2 grudnia Matt Taibbi podzielił się rozmowami zespołu "zaufania i bezpieczeństwa" firmy, które doprowadziły do stłumienia przez Twittera niesławnej historii laptopa Huntera Bidena New York Post. Choć interesujące, najbardziej znaczące odkrycie Taibbiego pojawiło się niemal jako strona: obie główne partie polityczne, a także Biały Dom, utrzymywały bezpośrednie linie komunikacji z Twitterem, którego używały do formalnego żądania usunięcia treści z platformy. Firma entuzjastycznie zareagowała na wiele z tych próśb, a przykłady, które mamy (na razie) pochodzą z Partii Demokratycznej. Krytycy szybko wskazywali, że Trump był w tym czasie w Białym Domu, choć z jakiegoś powodu był mniej zainteresowany tym, co – jeśli w ogóle – usunął ze strony.
6 grudnia Bari Weiss i jej koledzy zgłosili dowody tajnych czarnych list Twittera, na których zarówno konkretne tematy, jak i, co bardziej problematyczne, ludzie zostali zdeamplifikowani przez zespół "zaufania i bezpieczeństwa". Czarna lista została sporządzona z wielu mglistych powodów, które generalnie sprowadzały się do czegoś w rodzaju "to jest niebezpieczne". Niebezpieczeństwo było oczywiście definiowane przez partyzantów i atakowało wyłącznie pozycje zakodowane w prawo. Sceptycyzm wobec radykalnej ideologii gender, nieufność wobec publicznej polityki Covid i prawie wszystko, co ma związek z uczciwością naszych ostatnich wyborów, znalazły się na szczycie listy.
Niezależnie od wszelkich opinii na temat tego, czy takie tematy lub dostawcy takich tematów powinni być "zakazani w cieniu", ujawnienie, że były, jest niezwykle ważne, ponieważ cenzorzy Twittera, a ich liczni zwolennicy w prasie od lat zaprzeczają istnieniu tych narzędzi.
Wreszcie, w ciągu ostatnich kilku dni Taibbi, Michael Shellenberger i Bari zgłosili fragmenty deplatformingu Donalda Trumpa, który jest z pewnością najsłynniejszym cyfrowym unpersoningiem w historii. Jest to również najmniej wciągająca historia w serii. Chociaż dobrze jest w końcu dokładnie wiedzieć, co się stało, tak naprawdę było to to, co wszyscy zakładali: Trump nie został zbanowany za naruszenie polityki. Trump został zbanowany, ponieważ pracownicy Twittera, którzy przekazali dosłownie 99% swoich darowizn politycznych na rzecz Partii Demokratycznej, zażądali, aby zrobiono to niezależnie od ich własnych zasad.
Ogólnie rzecz biorąc, Twitter Files – ciągła historia – malują portret wyraźnej i nieuniknionej stronniczości na jednej z najbardziej dominujących platform wypowiedzi w historii. Niewielka garstka bardzo lewicowych menedżerów, którzy naturalnie postrzegali większość opinii na prawo od centrum jako niebezpieczną, pracowała niestrudzenie, aby ograniczyć te opinie z pola widzenia. Upoważnieni do cenzurowania "niebezpiecznych" treści i chronieni przez zespół ludzi, którzy podzielali ich orientację polityczną, kierownictwo stworzyło, w legalny i zdecentralizowany sposób, kluczowy element naszego de facto aparatu cenzury państwowej. Chociaż nie wiemy na pewno, że dzieje się to również w Google, Meta lub TikTok (który z jakiegoś powodu nadal może działać w tym kraju), myślę, że można bezpiecznie założyć, że patrzymy na całą branżę.
Ale mam pytania.
Gdzie znajduje się pełna lista kont z blokadą w tle? Które kampanie polityczne konkretnie komunikowały się z Twitterem, a które konkretnie zostały usunięte? A co z wnioskami zagranicznych rządów? A co z wnioskami naszego rządu? Musimy wiedzieć, które z naszych agencji rządowych, jeśli w ogóle, usunęły treści z platformy i musimy znać charakter tych treści. Taibbi nawiązał do Białego Domu Trumpa – czy ktoś z administracji Trumpa poprosił o usunięcie? Kto złożył wniosek? Kto otrzymał wniosek? Czy udzielono odpowiedzi? Co, jeśli w ogóle, zostało usunięte?
Linia pytań Trumpa jest w szczególności czymś, co można uznać za atrakcyjne dla mediów, które od siedmiu lat prowadzą totalną wojnę z populistycznym królem klaunów. Niestety, prasa wydaje się zasadniczo bezinteresowna. Czy dzieje się tak dlatego, że nie wierzą, że były prezydent kiedykolwiek wysunął takie prośby, czy też ich brak zainteresowania wynika raczej z obawy przed uprawomocnieniem ważnej historii, którą większość z nich próbuje obecnie przedstawić – z własnych oczywistych powodów politycznych – jako niewartą przeczytania?
Krótki wybór pozycji z naszej ukochanej czwartej władzy: Cała ta historia jest "niewypałem" (The Washington Post) - nie ma tu bomb! (Forbes). Pliki Twittera, w których garstka zaangażowanych zwolenników entuzjastycznie cenzuruje duże połacie konserwatywnej bazy, w tym byłego prezydenta, w rzeczywistości dowodzą, że firma nie była politycznie stronnicza. Jest jednak teraz stronniczy wobec Demokratów (New York Magazine). Exposé Elona to klapa, która nie ma znaczenia. Postawiło to również wielu "ekspertów od zaufania i bezpieczeństwa" w śmiertelnym niebezpieczeństwie (The Verge, jak można było przewidzieć). Następnie, mój ulubiony: dobrze jest wreszcie zobaczyć narzędzia czarnej listy, które ciekawią mnie od wielu lat, o których zresztą zawsze wiedzieliśmy, że istnieją, a zatem nie mają znaczenia (The Atlantic).
Oskarżenie o shadow banning wywołało wyjątkowo głośne drwiny ze strony prasy, w tym w szczególności Charliego Warzela, człowieka wcześniej o stanowisku, że "Twitter nie jest cieniem banującym republikanów". Teraz, w obliczu dowodów, że firma całkowicie zakazała Republikanów, oficjalne stanowisko jest takie, że używamy terminu "shadow ban" niepoprawnie.
Jest to gra semantyki, w której opinia publiczna jest wciągana przez wyczerpujące, bezużyteczne pytanie o to, na ile niewidzialne tłumienie mowy stanowi "prawdziwy" zakaz cienia, a nie rażąco ważne pytania zarówno o etykę, jak i, szczerze mówiąc, bezpieczeństwo. Po pierwsze, czy słuszne jest prowadzenie zdecentralizowanego aparatu cenzury i czynienie swoich zasad niewidzialnymi? Po drugie, co dzieje się z wolnym krajem, gdy granice akceptowalnej mowy są ustalane przez małą klikę niewybieralnych policjantów partyjnych? Ponieważ w moim odczuciu odpowiedzią nie jest "wolność".
Pojawiło się kilka godnych uwagi, choć ostrożnie odmiennych opinii od prominentnych głosów w mediach. Katie Notopoulos z Buzzfeed, Jeff Bercovici z Los Angeles Times i Mike Isaac z New York Timesa zajęli nieco ryzykowne stanowisko na rzecz przejrzystości, najwyraźniej nie jest już modne wśród dziennikarzy, a Jeff wyraźnie przyznał się do ważnej natury rewelacji. Ale widziałem tylko jeden rzeczywisty artykuł, opracowany i opublikowany przez rozsądnie mainstreamową jednostkę medialną, obejmującą dowolny aspekt plików Twittera.
Anthony Fisher, redaktor opinii w Daily Beast, tańczył wokół tego tematu i niezręcznie próbował ukryć swoją ogólną zgodę, że historia miała znaczenie za wieloma akapitami demonstrującymi jego konserwatywne bonafides. Ale odnosząc się do cenzury Twittera, zawarł następującą ważną linię:
A ta lekcja brzmi: "Nie ufaj (ani nie żądaj) miliarderom technologicznym, aby byli arbitrami prawdy i wiadomości".
Była to retrospekcja stanowiska, które większość dziennikarzy i aktywistów podzielała w czasach przed Donaldem Trumpem. Niestety, nie trwało długo, zanim zdali sobie sprawę, że mają politycznego sojusznika w monitorach w branży technologicznej i przystąpili do przejęcia władzy w całym kraju. W każdym razie, jeśli miałbyś pozbawić powyższe stanowisko całego jego obrzydliwego plemiennego języka, byłoby to po prostu: niemało ludzi powinno kontrolować granice akceptowalnego dyskursu. Zgadzam się. Ale wąsko skoncentrowany na "tech bro", punkt nie tylko zdradza stronniczość, ale pomija definiujący aspekt technologii.
Piąta władza to zasadniczo inny rodzaj władzy. Jest trudniejszy do konsolidacji niż media i trudniejszy do kontrolowania niż nawet nasz rząd podzielony z założenia. Jego wpływ jest również znacznie trudniejszy do przewidzenia. Dzieje się tak dlatego, że technologia jest przede wszystkim zdefiniowana w kategoriach nowości, co nie tylko sprawia, że zakłóca ona istniejącą wcześniej władzę, ale niszczy samą siebie – rodzaj anty-władzy, która gwarantuje tylko zmianę. Prawdziwe zabezpieczenie przed awarią. Nasz ostateczny reset. Ogromnie wzmacniając tyranię w czasach stagnacji, technologia jest również naszą najpotężniejszą bronią przeciwko tyranii w czasach innowacji.
Podczas gdy wielu gigantów technologicznych poszło drogą mediów w konsolidacji władzy, centralizacji i dostosowaniu się do państwa, przyszłość technologii zawsze się zmienia. Od szyfrowanych czatów i blockchain po sztucznie inteligentne wyszukiwanie, każdy gigant technologiczny, który zgromadził władzę w ciągu ostatnich dwóch dekad, będzie musiał stawić czoła egzystencjalnym zagrożeniom w nadchodzących latach – nie tylko ze strony rządu, ale także ze strony branży.
Jeśli chodzi o Twittera, Elon już wykorzystuje nieruchomości Fifth Estate, a nie poprzez stosowanie obecnych narzędzi do wzmacniania własnych opinii (powstający spisek). Iteruje produkt szybciej niż widzieliśmy w jakiejkolwiek dużej firmie technologicznej skierowanej do konsumentów od lat. Próby i błędy zostały tutaj w dużej mierze wyśmiane przez ludzi, którzy nigdy nie zbudowali firmy technologicznej. Ale podczas gdy krytycy mają obsesję na punkcie jego zdolności cenzury, eksperymenty platformowe Elona są rzeczy, które są w stanie zakorzenić dyskurs narodowy. Medium jest wiadomością, a medium ewoluuje. Cokolwiek działa na Twitterze, zostanie sklonowane. Granice akceptowalnego dyskursu ulegną zmianie i nic z tego nie będzie miało nic wspólnego z pikantnymi tweetami Elona.
Ale o tych pikantnych tweetach...
Gdy byli władcy Twittera popadają w histerię z dziwacznymi komentarzami ogłaszającymi Elona nazistą lub zwolennikiem spisku QAnon, lub jakąkolwiek inną bzdurą nieudacznika, staje on w obliczu dwóch poważnych zagrożeń. Po pierwsze, wyraźnie stał się wrogiem każdego innego głównego źródła władzy, w tym w szczególności Czwartej Władzy. Będzie to miało wpływ na wszystkie firmy Elona, ponieważ wszystkie wymagają wsparcia ze strony rządu i społeczeństwa, a opinie naszego rządu i opinii publicznej są nadal kształtowane w dużej mierze przez media. To nie przypadek, że najpotężniejsi menedżerowie technologiczni, od Marka Zuckerberga i Jeffa Bezosa po Jacka Dorseya, mają wspólny starannie opracowany język neutralności. Ta atmosfera neutralności jest tym, jak zachowuje się król, ponieważ atmosfera neutralności jest sposobem, w jaki król przetrwa. Obnosząc się ze swoją mocą, zamiast ją ukrywać, Elon prosi się o atak, a jego wrogowie chętnie się zgadzają, nawet gdy bardziej dominujące platformy nie przejmują się.
Około 80 milionów Amerykanów korzysta z TikTok, firmy beznadziejnie skompromitowanej przez Komunistyczną Partię Chin. Czy znasz w ogóle nazwisko jej prezesa?
Jak na człowieka, który kontroluje granice akceptowalnej mowy dla jednej trzeciej dorosłych w kraju, z pewnością nie wydaje się szczególnie zainteresowany mówieniem.
Drugim niebezpieczeństwem dla Elona jest o wiele groźniejsze niebezpieczeństwo dla niego samego. To, co pliki Twittera dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że cenzura w dobie mediów społecznościowych to władza – prawdziwa i niebezpieczna siła, która korumpuje.
W zeszłym roku Dorsey stanął przed Kongresem i oświadczył, że ani on, ani nikt inny, a już na pewno nikt w rządzie, nie powinien mieć prawa do wyznaczania granic akceptowalnej mowy dla całego kraju. Ale bez realnej alternatywy, ktoś musi nosić pierścień. W tekstach, które wyciekły z niedawnej sagi prawnej na Twitterze, jasne jest, że Jack wierzył Elonowi w godnego zarządcę tej ogromnej mocy i, co do tego, co jest warte, zgadzam się. Ale pod warunkiem, że naród pozostanie wolny, zasady Piątej Władzy są niezmienne. Władza pojawia się w dramatycznych wahaniach w górę i resetuje status quo. To nie będzie – nie może – trwać wiecznie. Więc zmieniaj świat, ale bądź świadomy pokus i dobrze wykorzystuj swoje moce boskiego trybu, póki je masz. Ponieważ nigdy nie trwają wiecznie.
* * *
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.zerohedge.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz