AUTOR: TYLER DURDEN
Autor: J B Shurk, via The Gatestone Institute,
Kiedy prezydenci i premierzy tworzą i egzekwują własne prawa pod pretekstem "nadzwyczajnych uprawnień", obywatele nie powinni być zaskoczeni, gdy ich przywódcy odkrywają nieskończoną ilość "sytuacji nadzwyczajnych" wymagających pilnych działań.
Przeciwieństwem tyranii nie jest demokracja, ale wolność i prawa jednostki. Czyż nie jest zatem zaskakujące, że zachodni przywódcy wychwalają demokrację, a jednocześnie tak mało hołdują wolnościom osobistym?
Jednak wolność, swoboda i prawa jednostki są rzadko wspominane. W ich miejsce przywódcy polityczni pielęgnują "cnoty" demokracji i niewiele więcej. To tak, jakby językowa sztuczka okradła zachodnich obywateli z ich najcenniejszego dziedzictwa.
Czy nie jest dziwne, że zachodni przywódcy wychwalają demokrację ponad autorytaryzmem, jednocześnie zmniejszając władzę swoich wyborców i wzmacniając autorytet zagranicznych instytucji [takich jak UE, ONZ i WHO]? Czy "demokratyczne" narody nie powinny decydować o własnym losie?
Dlaczego jednak większe, szersze formy rządu międzynarodowego miałyby być postrzegane jako bardziej cnotliwe i mniej skorumpowane niż ich formy narodowe?.... Jeśli chodzi o to, gdyby nazistowskiej partii Hitlera udało się podbić całą Europę, czy jego "Unia Europejska" zasługiwałaby na większą legitymację niż rządy narodowe Polski, Belgii czy Francji?
Kiedy narodom odmawia się samostanowienia, a wolności osobiste są traktowane jako przywileje, a nie prawa, wtedy tyrania nigdy nie jest daleka od zawładnięcia.
Język polityczny manipuluje debatą polityczną. Przeciwnicy aborcji, którzy określają się jako "pro-life", semantycznie czynią zwolenników aborcji "pro-śmiercią". Zwolennicy aborcji, którzy określają się jako "pro-choice", semantycznie oddają każdą opozycję jako "anti-choice". Kto w końcu chce być "za śmiercią" lub "przeciwko wyborowi"? Taka jest natura polityki. Słowa są bronią: gdy są zręcznie dzierżone, kształtują przestrzeń bitwy dla naszych umysłów.
Co to znaczy, że zachodni przywódcy w dzisiejszych czasach tak dużo mówią o demokracji, a tak mało o prawach jednostki? Albo że głoszą cnoty instytucji międzynarodowych, demonizując nacjonalizm jako ksenofobiczny i niebezpieczny? Oznacza to, że suwerenność narodowa i naturalne, nienaruszalne prawa są bezpośrednio atakowane na całym Zachodzie.
Stało się dość powszechne, że europejscy i amerykańscy politycy dzielą świat na "demokratyczne" i "autorytarne" narody, z których pierwszy opisany jest jako posiadający wrodzoną dobroć, a drugi twierdzi, że zagraża istnieniu planety. Oczywiście, po ponad dwóch latach związanych z COVID-19 nakazów noszenia masek, szczepionek i podróży, często narzucanych na Zachodzie poprzez jednostronne działania wykonawcze lub administracyjne – a nie poprzez wolę ustawodawczą lub publiczne referendum – trudno jest stwierdzić, że demokratyczne narody są wolne od autorytarnych impulsów.
Kiedy prezydenci i premierzy tworzą i egzekwują własne prawa pod pretekstem "nadzwyczajnych uprawnień", obywatele nie powinni być zaskoczeni, gdy ich przywódcy odkrywają nieskończoną ilość "sytuacji nadzwyczajnych" wymagających pilnych działań. Jeśli ta prawda budzi jakiekolwiek wątpliwości, wystarczy spojrzeć na żelazną decyzję kanadyjskiego premiera Justina Trudeau o stłumieniu pokojowych protestów konwojów wolności kierowców ciężarówek przeciwko eksperymentalnym nakazom szczepień na początku tego roku poprzez konfiskatę kont bankowych i dokonywanie przymusowych aresztowań z niewielkim poszanowaniem sprawiedliwego procesu lub poszanowania wolności słowa Kanadyjczyków. Ogłoszony przez Trudeau "stan wyjątkowy" przeważył nad osobistymi prawami obywateli Kanady.
Prawdą jest również, że demokracja sama w sobie nie jest gwarancją szlachetnego i sprawiedliwego społeczeństwa. W prawidłowo funkcjonującej demokracji stu obywateli pięćdziesięciu jeden może głosować za odmową pozostałym czterdziestu dziewięciu własności, wolności, a nawet życia. Jeśli członek mniejszości znajdzie się w niewoli państwa lub zostanie skazany na egzekucję tylko dlatego, że większość sobie tego życzy, nie będzie śpiewał pochwał demokracji, podczas gdy jego szyja jest ściśnięta w pętli.
Zasady federalizmu (gdzie suwerenna jurysdykcja rządowa jest podzielona między władzę centralną i jej lokalne, składowe części) i podziału władzy (gdzie funkcje sądownicze, ustawodawcze i wykonawcze rządu są podzielone między odrębne i niezależne gałęzie) zapewniają silne kontrole przed koncentracją i nadużywaniem zbyt dużej władzy.
Jednak to tradycyjne przyjęcie przez Zachód praw naturalnych, które istnieją niezależnie od władzy konstytucyjnej i są nadrzędne w stosunku do niej, co stwarza największą ochronę przed niesprawiedliwą władzą rządową (demokratyczną lub nie). Kiedy prawa naturalne są postrzegane jako nienaruszalne, jak to jest w Deklaracji Niepodległości USA, wolność słowa nie może być cenzurowana tylko dlatego, że jest to mowa, z którą rząd się nie zgadza. Kiedy własność prywatna jest rozumiana jako nieodłączne prawo posiadane przez jednostki, Trudeau nie może tak łatwo zająć się prywatnymi kontami bankowymi, ilekroć zdecyduje się ogłosić "stan wyjątkowy". Kiedy jednak indywidualne prawa naturalne są postrzegane jako zwykłe "dary" od rządu, szybko znikają, gdy tylko aktorzy rządowi uznają to za stosowne.
Coraz częściej postrzega się prawa jednostki atakowane jako "samolubne" i sprzeczne z "dobrem wspólnym". Jeśli przywódcy rządowi przekonają obywateli, że prawa osobiste nie istnieją lub że nie powinny istnieć, to autorytarne rządy przyjmujące różne odcienie komunizmu lub faszyzmu zapukają do drzwi.
Rządy prawa nie usprawiedliwiają tyranii tylko dlatego, że to, co niesprawiedliwe, zostało demokratycznie uchwalone. Jeśli jakakolwiek mniejszość głosująca jest podatna na kaprysy większości, to dla tej mniejszości demokratyczny rząd również wydaje się niezwykle autorytarny. A jeśli twoje życie, wolność lub własność są zagrożone, możesz równie dobrze woleć osąd życzliwego dyktatora od żądań mściwego, ale "demokratycznego" tłumu.
Przeciwieństwem tyranii nie jest demokracja, ale wolność i prawa jednostki. Czyż nie jest zatem zaskakujące, że zachodni przywódcy wychwalają demokrację, a jednocześnie tak mało hołdują wolnościom osobistym? Z pewnością cywilizacja zachodnia powinna szanować ciężko wywalczone zwycięstwa w zakresie wolności słowa, wolności wyznania i wolnej woli. Z pewnością postęp ludzkiej wolności powinien być celebrowany jako triumf rozumu i racjonalności nad feudalnymi systemami władzy i ich władczymi formami kontroli. Z pewnością każde "wolne" społeczeństwo odróżnia się od reżimów autorytarnych poprzez niezłomną ochronę nienaruszalnych praw człowieka, które istnieją niezależnie od prawa ustawowego. Jednak wolność, swoboda i prawa jednostki są rzadko wspominane. W ich miejsce przywódcy polityczni pielęgnują "cnoty" demokracji i niewiele więcej. To tak, jakby językowa sztuczka okradła zachodnich obywateli z ich najcenniejszego dziedzictwa.
Jeśli zachodni przywódcy polityczni używali retorycznego voodoo, aby zastąpić "wolność osobistą" niejasnymi pojęciami "demokracji", polegali na podobnym czarorze, aby zastąpić suwerenność narodową międzynarodowymi formami rządów. Czym są Unia Europejska, Organizacja Narodów Zjednoczonych i Światowa Organizacja Zdrowia, jeśli nie strukturami instytucjonalnymi służącymi osłabieniu indywidualnej siły głosu obywateli danego kraju poprzez przekazanie niegdyś suwerennych uprawnień narodowych nie-obywatelom?
Czy nie jest dziwne, że zachodni przywódcy wychwalają demokrację ponad autorytaryzmem, jednocześnie zmniejszając władzę swoich wyborców i wzmacniając autorytet zagranicznych instytucji? Czy "demokratyczne" narody nie powinny decydować o własnym losie? Jeśli nie, jeśli muszą poddać się autorytetowi UE, ONZ lub WHO, czy poszczególne narody nadal mogą twierdzić, że są rządzone demokratycznie?
"Nacjonalizm" w dzisiejszych czasach został zredukowany do pogardliwego słowa, tak jakby wszystko, co zrobiono w interesie jednego konkretnego narodu, było z natury podejrzane. Obywatele, którzy wyrażają patriotyczną dumę ze swojej kultury i historii narodowej, są często ganieni jako zaściankowi lub wręcz bigoteryjni. Ruchy polityczne, które opowiadają się za samostanowieniem narodowym (takie jak koalicja MAGA prezydenta Trumpa w USA i Brexit w Wielkiej Brytanii) są rutynowo wyśmiewane jako "faszystowskie" lub "neonazistowskie". Nawet jeśli osiągną zwycięstwo w demokratycznych wyborach, są jednak nazywani "zagrożeniami" dla demokracji.
Dlaczego jednak większe, szersze formy rządu międzynarodowego miałyby być postrzegane jako bardziej cnotliwe i mniej skorumpowane niż ich formy narodowe? Kiedy Republika Rzymska stała się Imperium Rzymskim, czy jej instytucje międzynarodowe stały się z natury bardziej godne zaufania? Kiedy Święte Cesarstwo Rzymskie zjednoczyło znaczną część Europy, czy jego cesarze wydawali się mniej autorytarni? Jeśli chodzi o to, gdyby nazistowskiej partii Hitlera udało się podbić całą Europę, czy jego "Unia Europejska" zasługiwałaby na większą legitymację niż rządy narodowe Polski, Belgii czy Francji?.
Z pewnością równie absurdalne jest wychwalanie instytucji międzynarodowych nad rządami krajowymi bez względu na formy, jakie przyjmują, jak chwalenie demokracji bez względu na wolności osobiste i prawa jednostki. Z pewnością łatwiej jest mieć oko na działania lokalnego polityka, niż pociągnąć do odpowiedzialności urzędnika państwowego z dala od Waszyngtonu, Nowego Jorku, Brukseli czy Genewy. Jednak organizacjom międzynarodowym przypisuje się dziś ogromny szacunek, podczas gdy organy krajowe są często traktowane z pogardą. To tak, jakby suwerenność narodowa została zburzona, ponieważ nie można ufać, że głosy demokratycznych narodów będą służyć interesom międzynarodowym. Kiedy wszyscy zachodni przywódcy papugują język Światowego Forum Ekonomicznego, nie wydaje się, aby przyjmowali rozkazy marszu od własnych wyborców. Odkładanie się na niewybieralne, nieprzejrzyste, nieodpowiedzialne organizacje wydaje się dość dziwnym sposobem walki z autorytaryzmem.
Kiedy narodom odmawia się samostanowienia, a wolności osobiste są traktowane jako przywileje, a nie prawa, wtedy tyrania nigdy nie jest daleka od zawładnięcia. Ukrywanie tej rzeczywistości za manipulacjami językiem nie zmienia jej potężnej prawdy. To tylko zapobiega kontrowersyjnym bitwom politycznym na późniejszy, bardziej wybuchowy dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz