AUTOR: TYLER DURDEN
Autor: Aaron Kheriaty za pośrednictwem Brownstone Institute,
"Nic nie może mieć za cel niczego innego niż swoje pochodzenie. Przeciwna idea, idea postępu, jest trucizną." -Simone Weil
Terminy "faszysta" i "faszyzm" są dziś nieustannie powtarzane. Ale ci, którzy najczęściej używają tych słów, zdają się je rozumieć najmniej, tak że wielu dzisiejszych samozwańczych antyfaszystów paradoksalnie przejmuje główne cechy faszyzmu w niezwykłym stopniu.
Współczesne tendencje faszystowskie przejawiają się na obu krańcach politycznego spektrum – nie tylko wśród zwolenników białej supremacji, ale także w typach postaci opisywanych przez Eugene'a Riversa jako "fundusz powierniczy, Becky z dobrymi włosami, rewolucyjny komunista" lub "biały chłopiec Carl, anarchista z Upper East Side, który jest juniorem w Sarah Lawrence".
Faszyzm jest oczywiście wart przeciwstawienia się, ale bycie prawdziwym antyfaszystą wymaga zrozumienia, w jaki sposób ta ideologia przejawia się w historii i co właściwie oznacza to słowo. Już pod koniec II wojny światowej George Orwell zauważył, że termin "faszysta" był używany tak bezkrytycznie, że został zdegradowany do poziomu przekleństwa będącego synonimem "tyrana".
Wbrew powszechnemu przekonaniu, faszyzm nie reprezentuje kontrrewolucyjnej czy reakcyjnej opozycji wobec postępowych idei w imię tradycji. Wielu myślicieli wysunęło tę błędną interpretację w okresie powojennym, w tym m.in. lista "ur-faszystowskich" cech Umberto Eco opublikowana w "New York Review of Books" w 1995 r., koncepcja "autorytarnej osobowości" Theodore'a Adorno opisana w jego wpływowej książce z 1950 r. pod tym samym tytułem, Wilhelm Reich (1946) i Erica Fromma (1973) psychoanalityczne interpretacje systemów represyjnych. oraz powszechnie akceptowany mit Antonio Gramsciego (1929), że faszyzm był kontrrewolucyjnym ruchem "drobnomieszczaństwa".
Powszechnym błędem wszystkich tych interpretacji jest uogólnianie idei faszyzmu tak, aby obejmowała każdy ruch, który jest albo autorytarny, albo skłonny do obrony przeszłości. Interpretacja ta wynika z aksjologicznej wiary (to właśnie właściwe słowo) w wartość nowoczesności po rewolucji francuskiej.
Nowoczesność jest postrzegana jako nieunikniony i nieodwracalny proces sekularyzacji i postępu ludzkości, w którym kwestia transcendencji – czy to w szerokim ujęciu platońskiej, czy chrześcijańskiej – całkowicie zniknęła, i w którym nowość jest synonimem pozytywności. Postęp opiera się na nieustannej ekspansji technologii i autonomii jednostki. Wszystko, łącznie z wiedzą, staje się narzędziem do dążenia do dobrobytu, komfortu i dobrego samopoczucia.
Zgodnie z tą wiarą w nowoczesność, być dobrym oznacza przyjąć postępowy kierunek historii; Być złym to stawiać mu opór. Ponieważ faszyzm jest ewidentnie zły, nie może być rozwinięciem nowoczesności, ale musi być "reakcyjny". Z tego punktu widzenia faszyzm obejmuje wszystkich tych, którzy obawiają się światowego postępu, mają psychologiczną potrzebę silnego porządku społecznego, który by ich chronił, czcili i idealizowali miniony moment historyczny, a więc obdarzają przywódcę ogromną władzą, aby to urzeczywistnić.
Augusto Del Noce pisał: "Zgodnie z tą interpretacją faszyzm jest grzechem przeciwko postępowemu ruchowi historii", co więcej, "każdy grzech sprowadza się do grzechu przeciwko biegowi historii".
Ta charakterystyka faszyzmu jest prawie całkowicie błędna i pomija jego główne cechy. Giovanni Gentile, włoski "filozof faszyzmu" i ghostwriter Benito Mussoliniego, napisał wczesną książkę o filozofii Karola Marksa. Gentile próbował wydobyć z marksizmu dialektyczny rdzeń rewolucyjnego socjalizmu, odrzucając jednocześnie materializm marksistowski. Jako autentyczny interpretator myśli marksistowskiej, Lenin oczywiście odrzucił to heretyckie posunięcie, potwierdzając nierozerwalną jedność między radykalnym materializmem a działaniami rewolucyjnymi.
Podobnie jak Gentile, sam Mussolini mówił o "tym, co jest żywe, a co martwe w Marksie" w swoim przemówieniu 1 maja 1911 roku. Potwierdził podstawową rewolucyjną doktrynę Marksa – wyzwolenie człowieka poprzez zastąpienie religii polityką – nawet jeśli odrzucił marksistowski utopizm, który był aspektem marksizmu, który uczynił go rodzajem świeckiej religii. W faszyzmie duch rewolucyjny oddzielony od materializmu staje się mistyką działania dla niego samego.
Badacze faszyzmu zauważyli zarówno "tajemniczą bliskość, jak i dystans między Mussolinim a Leninem". W latach dwudziestych Mussolini nieustannie spoglądał w lusterko wsteczne na Lenina jako rywalizującego rewolucjonistę w swego rodzaju mimetycznym tańcu. W swojej woli dominacji Mussolini spontanicznie utożsamiał się z Ojczyzną i własnym narodem; Nie było w tym jednak śladu żadnej tradycji, którą by potwierdzał i bronił.
Faszyzm jest więc w swych początkach i celach nie tyle zjawiskiem reakcjonistyczno-tradycjonalistycznym, ile wtórnym i zwyrodniałym rozwinięciem marksistowskiej myśli rewolucyjnej. Stanowi etap we współczesnym procesie sekularyzacji politycznej, który rozpoczął się wraz z Leninem. Twierdzenie to może budzić kontrowersje, ale filozoficzna i historyczna analiza faszyzmu ujawnia, że jest ono trafne.
Łatwo przeoczyć te cechy, jeśli skupimy się wyłącznie na oczywistej opozycji politycznej między faszyzmem a komunizmem podczas hiszpańskiej wojny domowej i II wojny światowej. Fakt, że ich filozofie mają wspólne korzenie genealogiczne i rewolucyjne ideały, nie oznacza ani tego, że Lenin był faszystą (nie był), ani że faszyzm i komunizm to to samo (nie są i walczyły na śmierć i życie, aby to udowodnić). Pamiętaj jednak, że wróg mojego wroga niekoniecznie jest moim przyjacielem.
Faszyzm rozumie siebie jako rewolucyjną i postępową manifestację władzy. Podobnie jak w komunizmie, faszyzm zastępuje tradycyjne zasady religijne świecką religią, w której przyszłość – a nie wyidealizowana przeszłość czy metahistoryczne ideały – staje się bożkiem. Polityka zastępuje religię w dążeniu do wyzwolenia ludzkości. Wbrew popularnym opisom, faszyzm nie podejmuje żadnych prób zachowania dziedzictwa tradycyjnych wartości przed postępem postępu (wystarczy spojrzeć na architekturę faszystowską, aby to potwierdzić). Zamiast tego postępuje jako rozwijająca się w historii całkowicie nowa i bezprecedensowa potęga.
Nazizm był nie tyle skrajną formą faszyzmu, co lustrzanym odbiciem odwrócenia komunizmu (rewolucją na odwrót). Dodał do cech faszyzmu swój własny mit o pochodzeniu, który z konieczności musiał sięgać do prehistorii. Jego ohydny socjalistyczny nacjonalizm odwrócił marksistowski uniwersalizm, ale także zaowocował najbardziej ekstremalnym przejawem kolonializmu. Podobnie jak faszyzm i komunizm, nazizm zawsze był ahistoryczny i całkowicie niezainteresowany zachowaniem czegokolwiek znaczącego z przeszłości.
Zamiast patrzeć wstecz na historię lub na wartości transhistoryczne, faszyzm pręży się naprzód i naprzód za pomocą "twórczej destrukcji", która czuje się uprawniona do obalenia wszystkiego, co stanie mu na drodze. Akcja sama w sobie nabiera szczególnej aury i mistyki. Faszysta niezachwianie przywłaszcza sobie i zawłaszcza różne źródła energii – czy to ludzkiej, kulturowej, religijnej, czy technicznej – aby przerabiać i przekształcać rzeczywistość. W miarę jak ideologia ta się naprzód, nie podejmuje żadnych prób dostosowania się do żadnej wyższej prawdy czy porządku moralnego. Rzeczywistość jest po prostu tym, co należy przezwyciężyć.
Podobnie jak wspomniani powyżej powojenni interpretatorzy faszyzmu, wielu dziś błędnie wierzy, że faszyzm jest zakorzeniony w silnych metafizycznych twierdzeniach o prawdzie – że faszystowskie autorytarne osobowości w jakiś sposób wierzą, że posiadają monopol na prawdę. Wręcz przeciwnie, jak sam Mussolini wyjaśnił z absolutną jasnością, faszyzm jest całkowicie zakorzeniony w relatywizmie:
Jeśli relatywizm oznacza pogardę dla ustalonych kategorii i dla tych, którzy twierdzą, że są nosicielami obiektywnej, nieśmiertelnej prawdy, to nie ma nic bardziej relatywistycznego niż faszystowskie postawy i działania. Z faktu, że wszystkie ideologie mają taką samą wartość, my, faszyści, wnioskujemy, że mamy prawo tworzyć własną ideologię i egzekwować ją z całą energią, do której jesteśmy zdolni.
Okropności II wojny światowej zostały błędnie zdiagnozowane przez błędną interpretację faszyzmu i nazizmu przez powojennych intelektualistów: ideologie te i rozpętana przez nie krwawa łaźnia reprezentowały nie porażkę europejskiej tradycji, ale kryzys nowoczesności – rezultat epoki sekularyzacji.
Jakie są etyczne konsekwencje faszyzmu? Z chwilą, gdy przypisuje się wartość czystemu działaniu, inni ludzie przestają być celem samym w sobie, a stają się jedynie narzędziami lub przeszkodami dla faszystowskiego programu politycznego. Logika "twórczego" aktywizmu faszysty prowadzi go do zaprzeczenia osobowości i indywidualności innych ludzi, do zredukowania ich do zwykłych przedmiotów. Kiedy jednostki są instrumentalizowane, nie ma już sensu mówić o moralnych obowiązkach wobec nich. Inne są albo użyteczne i wdrożone, albo bezużyteczne i odrzucone.
To tłumaczy niezwykły narcyzm i solipsyzm charakterystyczny dla faszystowskich przywódców i funkcjonariuszy: każdy, kto przyjmuje tę ideologię, zachowuje się tak, jakby był jedyną osobą, która naprawdę istnieje. Faszysta nie ma żadnego poczucia celu prawa, ani szacunku dla obowiązującego porządku moralnego. Zamiast tego przyjmuje swoją własną, surową wolę władzy: prawa i inne instytucje społeczne są jedynie narzędziami używanymi w służbie tej władzy. Ponieważ działanie faszysty nie wymaga ostatecznego celu i nie jest zgodne z żadną transcendentną normą etyczną ani autorytetem duchowym, różne taktyki mogą być przyjmowane lub odrzucane według własnego widzimisię: propaganda, przemoc, przymus, profanacja, wymazywanie itp.
Chociaż faszyści uważają się za kreatywnych, ich działania mogą tylko niszczyć. Tabu jest zrywane na oślep i na życzenie. Symbole bogate w znaczenie – moralne, historyczne, religijne, kulturowe – są wyrywane z kontekstu i wykorzystywane jako broń. Przeszłość nie jest niczym innym jak ideologicznym narzędziem lub szyfrem: można grzebać w historii w poszukiwaniu użytecznych obrazów lub sloganów, które można by wykorzystać w służbie ekspansywnej władzy; Ale wszędzie tam, gdzie nie jest ona przydatna do tego celu, historia jest odrzucana, niszczona, obalona lub po prostu ignorowana, jak gdyby nigdy nie istniała.
Jakie są deklarowane ideały faszyzmu – do czego on rzekomo służy? Z założenia nigdy nie jest to całkowicie jasne, poza stwierdzeniem, że nowość sama w sobie nabiera wartości pozytywnej. Jeśli coś jest uważane za święte, to jest to przemoc. Podobnie jak w marksizmie, słowo "rewolucja" nabiera niemal magicznego, mistycznego znaczenia. Ale, jak wyjaśniłem w drugiej części tej serii, ideologia totalnej rewolucji kończy się jedynie wzmocnieniem obecnego porządku i twierdzy elit, poprzez wypalenie tych szczątkowych elementów tradycji, które umożliwiają moralną krytykę tego porządku.
Rezultatem jest nihilizm. Faszyzm celebruje optymistyczny (ale pusty) kult zwycięstwa siłą. W reakcyjnej reakcji neofaszystowscy "antyfaszyści" odzwierciedlają tego ducha przez pesymistyczną pasję do pokonanych. W obu przypadkach panuje ten sam duch negacji.
Mając na uwadze ten opis, możemy zrozumieć, dlaczego słowo "faszyzm" logicznie odbija się na wielu dzisiejszych samozwańczych antyfaszystach. Praktycznym rezultatem naszych wojen kulturowych jest nie tylko to, że lekarstwo może być gorsze od choroby, ale że najbardziej radykalnym "lekarstwem" w tym przypadku jest po prostu choroba. Niebezpieczeństwo polega na tym, że słabo zawoalowany faszyzm – maszerujący kłamliwie pod antyfaszystowskim sztandarem – wyprzedzi i wchłonie słuszne próby leczenia naszych bolączek, w tym etycznie uzasadnione próby wyleczenia raka rasizmu lub zajęcia się innymi niesprawiedliwościami społecznymi.
Ta sama wiara w nowoczesność, która doprowadziła do błędnych interpretacji faszyzmu po II wojnie światowej, spycha współczesną historię i politykę do nieprzydatnych kategorii. Jeśli zakwestionujemy tę aksjologiczną wiarę w ideę nowoczesności, możemy uzyskać jaśniejszy obraz XX-wiecznych ideologii i ich obecnych przejawów. Nie oznacza to ani automatycznego utożsamiania modernistycznego lub postępowego poglądu z antyfaszystowskim, ani zrównywania wszystkich form tradycjonalizmu (przynajmniej potencjalnie) z faszyzmem.
W rzeczywistości różnica między tradycjonalistami (jeśli muszę użyć tego niezadowalającego określenia) a postępowcami jest widoczna w różnych sposobach, w jakie przeciwstawiają się faszyzmowi. Mówiąc o tradycji, nie mam na myśli uwielbienia dla statycznego repozytorium ustalonych form ani chęci powrotu do wyidealizowanego okresu przeszłości; Odnoszę się raczej do etymologicznego znaczenia tego, co "przekazujemy" (tradere) i w ten sposób czynimy nowym. Kultura, która nie ma nic wartościowego do przekazania, jest kulturą, która już zginęła. Takie rozumienie tradycji prowadzi do krytyki nowoczesności zakładającej nieuchronny postęp – bezpodstawnego mitu, który powinniśmy odrzucić właśnie po to, by uniknąć powtórzenia okropności XX wieku.
Ta krytyka nowoczesności i odrzucenie etyki jako "kierunku historii" prowadzi do innych spostrzeżeń dotyczących naszego obecnego kryzysu. Zamiast standardowych kategorii interpretacji lewica-prawica, liberalno-konserwatywna, postępowo-reakcyjna, możemy zobaczyć, że prawdziwy podział polityczny przebiega dziś między idealistami i antyperfekcjonistami. Ci pierwsi wierzą w możliwość całkowitego wyzwolenia ludzkości poprzez politykę, podczas gdy drudzy uważają to za odwieczny błąd zakorzeniony w zaprzeczeniu wrodzonych ludzkich ograniczeń. Akceptacja takich ograniczeń jest elegancko wyrażona w spostrzeżeniu Sołżenicyna, że granica między dobrem a złem nie przebiega najpierw ani przez klasy, ani przez narody, ani przez partie polityczne, ale przez środek każdego ludzkiego serca.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z przerażających konsekwencji, jakie następują, gdy faszyzm stacza się, co łatwo się dzieje, w totalitaryzm. Zwróćmy jednak uwagę, że cechą charakterystyczną wszystkich totalitaryzmów nie są obozy koncentracyjne, tajna policja czy stała inwigilacja – choć to wszystko jest wystarczająco złe. Cechą wspólną, jak zauważył Del Noce, jest zaprzeczenie uniwersalności rozumu. Wraz z tym zaprzeczeniem, wszystkie twierdzenia o prawdzie są interpretowane jako historycznie lub materialnie zdeterminowane, a zatem jako ideologia. Prowadzi to do twierdzenia, że nie istnieje racjonalność jako taka – tylko rozum burżuazyjny i rozum proletariatu, albo rozum żydowski i rozum aryjski, albo rozum czarny i rozum biały, rozum postępowy i rozum reakcyjny i tak dalej.
Czyjeś racjonalne argumenty są wtedy traktowane jako zwykłe mistyfikacje lub usprawiedliwienia i są natychmiast odrzucane: "Myślisz to a to tylko dlatego, że jesteś [wypełnij puste miejsce różnymi znacznikami tożsamości, klasy, narodowości, rasy, przekonań politycznych itp.]". Oznacza to śmierć dialogu i racjonalnej debaty. Tłumaczy to również dosłownie "zapętloną" epistemologię zamkniętej pętli współczesnych zwolenników sprawiedliwości społecznej ze szkoły teorii krytycznej: każdy, kto zaprzecza, że jest [epitetem wypełniającym puste miejsce], tylko dodatkowo potwierdza, że etykieta ma zastosowanie, więc jedynym wyjściem jest zaakceptowanie etykiety. Orzeł-I-wygrywam; reszka-przegrywasz.
W takim społeczeństwie nie może być mowy o wspólnej debacie zakorzenionej w naszym uczestnictwie w wyższym Logosie (słowie, rozumie, planie, porządku), który wykracza poza każdą jednostkę. Podobnie jak to miało miejsce w historii ze wszystkimi formami faszyzmu, kultura – sfera idei i wspólnych ideałów – zostaje wchłonięta przez politykę, a polityka staje się wojną totalną. W tych ramach nie można już dłużej dopuszczać żadnej koncepcji prawowitej władzy, w wzbogacającym etymologicznym znaczeniu "sprawiać, że wzrastać", gdzie również wywodzi się słowo "autor". Wszelka władza jest natomiast utożsamiana z władzą, a władza jest niczym innym jak brutalną siłą.
Ponieważ perswazja poprzez wspólne rozumowanie i deliberację jest bezcelowa, kłamstwo staje się normą. Język nie jest w stanie objawić prawdy, która zmusza do zgody, nie negując naszej wolności. Zamiast tego słowa są zwykłymi symbolami, którymi można manipulować. Faszysta nie próbuje przekonywać swojego rozmówcy, po prostu go obezwładnia – używając słów, gdy służą one uciszeniu wroga, lub stosując inne środki, gdy słowa nie załatwią sprawy.
Tak zawsze wszystko się zaczyna, a w miarę jak rozwija się wewnętrzna logika, nieuchronnie podąża za nią reszta aparatu totalitarnego. Kiedy pojmiemy głębokie korzenie i główne cechy faszyzmu, jedna zasadnicza konsekwencja staje się jasna. Wysiłki antyfaszystowskie mogą odnieść sukces tylko wtedy, gdy wyjdą z założenia uniwersalnej, wspólnej racjonalności. Autentyczny antyfaszyzm będzie więc zawsze starał się stosować pokojowe środki perswazji, odwołując się do dowodów i sumienia rozmówcy. Problem polega nie tylko na tym, że inne metody przeciwstawiania się faszyzmowi okażą się pragmatycznie nieskuteczne, ale na tym, że nieświadomie, ale nieuchronnie upodobnią się do wroga, któremu rzekomo się przeciwstawiają.
Możemy patrzeć na Simone Weil jako na autentyczną i przykładną postać antyfaszystowską. Weil zawsze chciała być po stronie uciśnionych. Żyła tym przekonaniem z wyjątkową determinacją i czystością. Niestrudzenie dążąc do idei sprawiedliwości wpisanej w ludzkie serce, przeszła przez fazę rewolucyjną, po której nastąpiła faza gnostycka, zanim w końcu odkryła na nowo tradycję platońską — odwieczną filozofię naszego wspólnego uczestnictwa w Logosie — z jej uniwersalnym kryterium prawdy i prymatu dobra. Dotarła tu właśnie dzięki swoim antyfaszystowskim działaniom, które pociągnęły za sobą bunt przeciwko wszelkiemu urojeniowemu ubóstwieniu człowieka. Weil wyłoniła się ze współczesnego świata i jego sprzeczności tak, jak więzień wyłania się z jaskini Platona.
Po zgłoszeniu się na ochotnika do walki po stronie republikanów w hiszpańskiej wojnie domowej, Weil zerwała z iluzorycznym antyfaszyzmem marksistowskiej myśli rewolucyjnej. Zdając sobie sprawę, że ostatecznie "zło rodzi tylko zło, a dobro rodzi tylko dobro", a "przyszłość jest zrobiona z tego samego materiału co teraźniejszość", odkryła trwalsze stanowisko antyfaszystowskie. To skłoniło ją do nazwania zniszczenia przeszłości "być może największą ze wszystkich zbrodni".
W swojej ostatniej książce, napisanej na kilka miesięcy przed śmiercią w 1943 roku, Weil rozwinęła granice zarówno faszystowskiego witalizmu, jak i marksistowskiego materializmu: "Albo musimy dostrzec we wszechświecie, obok siły, zasadę innego rodzaju, albo musimy uznać siłę za jedynego i suwerennego władcę stosunków międzyludzkich".
Weil była na wskroś świecka przed swoim filozoficznym nawróceniem i późniejszymi doświadczeniami mistycznymi: jej ponowne odkrycie filozofii klasycznej dokonało się nie poprzez jakikolwiek tradycjonalizm, ale poprzez przeżywanie etycznego pytania o sprawiedliwość z pełną intelektualną uczciwością i całkowitym osobistym zaangażowaniem. Drążąc tę kwestię do końca, doszła do wniosku, że ludzkie samoodkupienie – ideał faszyzmu – jest w rzeczywistości bożkiem. Ci, którzy chcą być prawdziwymi antyfaszystami, powinni zapoznać się z pismami Weila. Oddam jej ostatnie słowo, które zawiera zalążki drogi wyjścia z naszego kryzysu. W jednym ze swoich ostatnich esejów proponuje nam nie radę łatwego optymizmu, ale piękną myśl o naszej niezwyciężonej podatności na łaskę:
Na dnie serca każdego człowieka, od najwcześniejszego dzieciństwa aż do grobu, jest coś, co niezłomnie oczekuje, w obliczu wszelkiego doświadczenia popełnionych, wycierpianych i poświadczonych zbrodni, że zostanie mu wyrządzone dobro, a nie zło. To przede wszystkim jest święte w każdym człowieku.
Przedruk z Centrum Simone Weil
Aaron Kheriaty, starszy doradca Brownstone Institute, jest pracownikiem naukowym w Centrum Etyki i Polityki Publicznej w Waszyngtonie. Jest byłym profesorem psychiatrii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine School of Medicine, gdzie był dyrektorem ds. etyki medycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz