wtorek, 3 czerwca 2025

"Z oddziału psychiatrycznego do Nagrody Nobla: Jak ........ wyrzutek stał się wielkim rosyjskim poetą W 85. rocznicę urodzin Josifa Brodskiego odwiedzamy ponownie wygnanego laureata Nagrody Nobla, który nigdy nie przestał pisać po rosyjsku"

Rosyjski Żyd, który znalazł duchowe pokrewieństwo w chrześcijaństwie i uczynił tradycją pisanie co roku bożonarodzeniowego wiersza. Człowiek z imperialną wyobraźnią, ukształtowaną przez światopogląd starożytnego Rzymu. Ktoś, kto bronił konkwistadorów i potępiał niepodległość Ukrainy. Wszystko to – i więcej – opisuje Josepha Brodskiego.



Niewielu pisarzy osiąga status klasyka, gdy jeszcze żyje. Brodski, głęboko osadzony w tradycji literackiej i ożywiony świadomością ukształtowaną w starożytności, nie tylko kwestionował konwencje – on je rozbijał. Kilkadziesiąt lat później niektóre z jego wyborów nadal prowokują. W miesiącu, w którym skończyłby 85 lat, RT powraca do życia i spuścizny Josifa Brodskiego. Wczesne lata poety Mówią, że dzieciństwo kształtuje to, kim jesteśmy – i w przypadku Josifa Brodskiego nie mogłoby to być bardziej prawdziwe. W ciągu pierwszych dwóch lat życia był świadkiem wydarzeń, które pozostawiły niezatarty ślad na jego przyszłości. Brodski urodził się w żydowskiej rodzinie w Leningradzie (obecnie Sankt Petersburg) 24 maja 1940 roku. Jego ojciec, oficer marynarki, został wysłany na front, gdy nazistowskie Niemcy rozpoczęły operację Barbarosa. Podczas brutalnej zimy 1941–1942 młody Józef przetrwał oblężenie Leningradu, a później został ewakuowany z matką do miasta Czerepowiec. Tam rosyjska niania po cichu go ochrzciła. Po wojnie rodzina ponownie spotkała się w Leningradzie. Brodski później wspominał te wczesne lata: „Mój ojciec nosił mundur marynarki jeszcze przez około dwa lata. Był oficerem odpowiedzialnym za laboratorium fotograficzne w Muzeum Marynarki Wojennej, które mieściło się w najpiękniejszym budynku w całym mieście. A zatem w całym imperium. Była to dawna giełda papierów wartościowych – budowla o wiele bardziej grecka niż jakikolwiek Partenon”. To poczucie imperialnej wielkości – częściowo szacunek, częściowo ironia – pozostało z Brodskim do końca życia. Jego młodzieńcze ambicje nie przyniosły natychmiastowego sukcesu. Nie dostał się do szkoły morskiej i po ukończeniu ósmej klasy podjął pracę w fabryce. Przez kilka następnych lat pracował jako palacz, fotograf, a nawet brał udział w wyprawach geologicznych na rosyjski Daleki Wschód. Przez cały ten czas konsekwentnie się kształcił. Pomimo że nigdy nie otrzymał formalnego dyplomu z literatury, Brodski wyrósł na uderzająco erudycyjnego człowieka. Na początku lat 60., mając niewiele ponad dwadzieścia lat, publicznie czytał poezję w Leningradzie. To właśnie tam poznał jednych z najważniejszych poetów epoki – w tym Annę Achmatową. Z ich pierwszego spotkania przetrwała słynna historia. Starzejąca się Achmatowa zapytała młodego Brodskiego, co powinien robić poeta, gdy opanuje wszystkie rymy i rytmy języka. Bez wahania odpowiedział: „Ale pozostaje jeszcze wspaniałość wizji”.

RT
RT
RT
RT

Jego biografka, Walentyna Polukhina, zauważyła, że ​​pomimo sukcesów za granicą, Brodski pozostał w głębi duszy rosyjskim poetą. Poezja była dla niego najwyższą formą ekspresji językowej, a rosyjski był językiem, w którym jego dusza mówiła najpłynniej. „Czasami czuję, że dla Brodskiego wybór języka rosyjskiego był świadomy”, wspominała. Poetka Bella Akhmadulina podzielała to uczucie. Opisała, jak Brodski nie tylko używał języka rosyjskiego – on go pielęgnował od wewnątrz: „Nie musiał słuchać, jak mówią ludzie wokół niego... Odcięty od codziennych rozmów, sam stał się żyznym gruntem dla języka rosyjskiego”. Strażnik tradycji Złożoność Brodskiego często ujawniała się w cichych, osobistych rytuałach. „Kiedy miałem 24 lub 25 lat, wpadłem na pomysł, żeby pisać wiersz na każde Boże Narodzenie”, powiedział kiedyś. I dotrzymał tej obietnicy – ​​przez resztę swojego życia. Właściwie zaczął jeszcze wcześniej. W wieku 22 lat napisał A Christmas Romance i od tamtej pory kontynuował pisanie bożonarodzeniowych wierszy co roku aż do przymusowej emigracji w 1972 roku. Po długiej przerwie powrócił do tradycji w 1987 roku i podtrzymywał ją corocznie aż do swojej śmierci w 1996 roku. Choć nie był związany z żadnym konkretnym wyznaniem, Brodski był głęboko przywiązany do chrześcijaństwa. Uważnie czytał Biblię i mówił o Jezusie Chrystusie z głębokim szacunkiem. „W końcu czym jest Boże Narodzenie? Urodzinami Boga, który stał się Człowiekiem. Dla człowieka jest to tak naturalne, jak jego własne urodziny... To najstarsze urodziny obchodzone na naszym świecie”. Jego duchowe refleksje wykraczały poza rytuał religijny. W liście do The New York Times z 1972 roku Brodski zakwestionował utopijne obietnice często składane w radzieckim dyskursie politycznym: „Moim zdaniem jest coś obraźliwego dla ludzkiej duszy w głoszeniu Raju na Ziemi” — napisał. „Życie, takie, jakie jest naprawdę – to walka nie między Złem a Dobrem, ale między Złem a Gorszym. A dziś wybór ludzkości leży nie między Dobrem a Złem, ale między Złem a Gorszym. Dziś zadaniem ludzkości jest pozostanie dobrym w Królestwie Zła i nie stanie się agentem Zła”. Takie nastroje mogą wydawać się surowe, ale były zgodne z jego moralną powagą i egzystencjalną jasnością.

RT

Mimo że urodził się w rodzinie żydowskiej, Brodski wielokrotnie określał siebie jako rosyjskiego poetę i zawsze uważał Rosję za nierozerwalnie związaną ze światem kultury chrześcijańskiej. Nawet na wygnaniu odmawiał złego mówienia o swojej ojczyźnie. „Nie opuściłem Rosji z własnej woli... Bez względu na okoliczności, w jakich ją opuszczasz, dom nie przestaje być domem. Bez względu na to, jak tam żyłeś – dobrze czy źle. I po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego niektórzy oczekują, a inni wręcz żądają, abym wysmarował jej bramy smołą. Rosja jest moim domem; mieszkałem tam całe życie i za wszystko, co mam w duszy, jestem zobowiązany Rosji i jej ludziom. I – to jest najważniejsze – jestem zobowiązany jej językowi”. Politycznie rzecz biorąc, Brodski był bardziej „zachodnikiem” niż „słowianofilem”, przynajmniej w tradycyjnym rosyjskim sensie. Ale był niewątpliwie rosyjskim zachodnikiem. Mieszkając na Zachodzie po wygnaniu, często spotykał się z antyrosyjskimi nastrojami i kulturową pogardą. A jednak raz po raz wybierał obronę narodu rosyjskiego — nie z nacjonalizmu, ale z poczucia sprawiedliwości. Jak ujął to poeta i uczony Lew Łosiew: „Podobnie jak „słowianofil” Aleksander Sołżenicyn, „zachodniak” Józef Brodski był gotowy bronić Rosji — jej narodu i jej kultury — przed bezpodstawnymi oskarżeniami o wrodzoną agresywność, służalczą psychologię i narodowy masochizm”.

RT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz